Po raz pierwszy od 30 lat w szczycieńskiej rodzinie przyszły na świat trojaczki.
Urodziły się 8 grudnia 2006 r. tuż po północy, ale nie w miejskim szpitalu, a specjalistycznej placówce w Olsztynie.
Potrójnie szczęśliwymi rodzicami są Beata Ciechanowicz-Parol i Przemysław Parol, małżeństwo od półtora roku. Oboje poznali się przed paroma laty na obozowisku nad Jeziorem Leleskim. Odtąd są już zawsze razem.
Na początku ciąży Beata wpadła w małą panikę, kiedy lekarz oświadczył jej, że na świat przyjdą bliźniaczki. Kiedy oswoiła się już z tą myślą, w niedługi czas potem okazało się, że będą to jednak trojaczki. Tę wiadomość przyjęła dużo spokojniej.
Najstarszą z trojaczków jest Agnieszka, urodziła się dokładnie 15 minut po północy 8 grudnia. Choć jest najmniejsza, to najgłośniejsza. Później świat zobaczyła Ada, a po niej Ania.
Wedle planowanego terminu, poród miał odbyć się ok. 20 stycznia, ale jak to bywa w przypadku ciąży mnogiej, rozwiązanie nastąpiło wcześniej, choć bez większych komplikacji.
Przez cały okres ciąży Beata czuła się bardzo dobrze.
Pierwszy nowo narodzone trojaczki zobaczył Przemek, zaraz po nim dziadek Józef Ciechanowicz. Mimo sporego bagażu doświadczenia, wszak ojcem jest od wielu lat, zdziwił się, że jego wnuczki są takie małe, jak laleczki.
Każda z dziewczynek tuż po urodzeniu ważyła ponad kilogram, co jest jednak niezłym wynikiem, oczywiście w przypadku trojaczków. Zaraz po porodzie trafiły do inkubatorów, a gdy były już na tyle silne, aby obyć się bez ich pomocy, pojechały w pierwszą w swoim życiu podróż do Szczytna. Są w naszym mieście od środy ubiegłego tygodnia. Karmione są w sposób naturalny.
Szczęśliwej mamie z pomocą pospieszyły obie babcie.
- Dwoje rąk nie zrobi tyle co sześć, a do trojaczków trzeba dokładnie tyle - żartuje mama Beata.
Dziadkowie ograniczają się, jak na razie, do wyrażania zachwytu nad trojaczkami. Dziadek Józef trzymał już nawet dzieciątka na ręku, ale czujne babcie nie pozwalają mu ich tulić zbyt długo.
- Są to wcześniaczki, więc trzeba obchodzić się z nimi niezwykle delikatnie - wyjaśniają.
Dziewczynki nie są identyczne. Dwie mają ciemne włosy, trzecia jasne. Ponoć, bo "Kurek" tego nie zauważył, różnią się noskami, mają odmienny krój usteczek, no i różną wagę.
Przemek jest zdumiony, że dziewczynki są tak grzeczne, mało krzyczą, przeważnie śpią.
Jego koledzy będący także ojcami, straszyli go, że jak jedna otworzy buzię, zaraz w jej ślady pójdą pozostałe. Okazało się to jednak nieprawdą.
- Płaczą każda z osobna - jakieś indywidualistki? - żartuje tata, ale zaraz dodaje, że jednak niekiedy nocami potrafią dać niezły koncert.
Mieszkanie państwa Parolów nie jest całkiem małe, bo trzypokojowe, ale trojaczki ze swoimi łóżeczkami, i to tylko dwoma (trzecie już nie weszło) mieszczą się jedynie w największym, pełniącym rolę salonu. Teraz im to wystarcza, a co będzie później, gdy wyrosną? Coś się wymyśli.
Marek J. Plitt
2007.01.24