Przez ostatni miesiąc wszystkie oczy świata zwrócone były na Amerykę, konkretnie na jej 41-letnią mieszkankę, Terry Schiavo. Kobieta, na skutek ciężkiego uszkodzenia mózgu, od 15 lat pozostawała w śpiączce. Mąż domagał się przed kolejnymi sądami, by pozwolić jej umrzeć. Przeciwni temu byli rodzice.
Ostatecznie sąd przychylił się do woli męża. Po 13 dniach od odłączenia aparatury doprowadzającej pokarm, kobieta zmarła. Jak tę sytuację pod względem prawnym i medycznym oceniają szczycieńscy prawnicy i lekarze?
Historia Terry
W lutym 1990 r o świcie 27-letnia wówczas, cierpiąca na bulimię Terry Schiavo dostała zawału serca. Upadła i straciła przytomność. Serce zaczęło znowu bić po 2-3 minutach, jednak z powodu niedotlenienia, jej mózg został na zawsze uszkodzony. Od 15 lat pozostawała w stanie wegetacji, nie myślała, nie rozumiała, nie miała własnej woli. Większość lekarzy, którzy ją badali, w tym biegli powołani przez sąd, uważali, że nie ma żadnych szans na poprawę stanu. Terry nie pasowała jednak do stereotypu pacjenta z obumarłym mózgiem. Nie leżała w śpiączce, reagowała na dźwięki, na światło, na ból.
Walka męża z rodziną
Mąż chorej, Michael, chciał, aby odłączyć ją od aparatury podtrzymującej życie, w tym przypadku od rurki z pokarmem. Domagał się, aby uszanować wolę żony i pozwolić odejść jej w spokoju. Zapewniał, że Terry nigdy nie chciała, aby sztucznie podtrzymywać ją przy życiu. Jej rodzina nie zgadzała się z Michaelem, zarzucając mu kłamstwo. Argumentowali, że gdy kobieta była zdrowa, nigdy nie słyszeli, by opowiadała się za eutanazją. Podkreślali, że jako gorliwa katoliczka nigdy nie zgodziłaby się na śmierć "na życzenie".
Nie!
Co na ten temat sądzą lekarze i prawnicy z naszego powiatu?
Ich zdania są podzielone. Jednoznacznie wypowiada się tylko Kościół. Zdaniem duchownych Pan Bóg dał życie i jedynie On może je odebrać.
- To morderstwo. Jak można było potraktować w taki sposób żywego człowieka - nie kryje oburzenia ks. Adam Czarciński, proboszcz parafii w Gromie.
Z tym zdaniem zgadza się również mec. Andrzej Jemielita.
- Możemy opierać się tylko na przypuszczeniach, a z nich wynika, że Terry miała świadomość, nie była w śpiączce. To, że żyła, nie było wynikiem podłączenia jej do specjalistycznej aparatury. Jej organizm sam funkcjonował - mówi mecenas.
Do tych opinii przyłącza się Joanna Pawłowicz-Radosz, lekarz internista.
- Nikt nie ma prawa decydować o czyjejś śmierci - podkreśla.
Uważa, że żaden sąd, rodzina, nie może rozstrzygać, kogo należy odłączyć, a kogo nie i dlaczego.
Tak
Decyzję o odłączeniu aparatury od organizmu Terry popiera mecenas Marek Barnowski.
- To była typowo rodzinna sprawa, która rozrosła się do olbrzymich rozmiarów, i w którą zaangażował się rząd oraz media.
Mecenas dodaje, że w Polsce nie ma odpowiednika eutanazji i nie sposób przenieść tę sytuację w nasze realia.
Nie można już jej pomóc
Szczycieńska neurolog Wiesława Moryc-Mikucka też popiera decyzję amerykańskiego sądu. Uważa, że jeśli przez 15 lat nic się w stanie zdrowia Schiavo nie zmieniło, nie można było liczyć na poprawę.
- Eutanazja tak, ale nie poprzez odłączenie pokarmu, a wstrzyknięcie anaboliku, który działa natychmiastowo - podkreśla neurolog.
Doktor jest zwolenniczką eutanazji. Nie akceptuje jednak sposobu, w jaki potraktowano Terry.
- Stary i schorowany człowiek po odłączeniu pokarmu szybko umrze, ale ta kobieta była młoda. Jako lekarz mogę stwierdzić, że mimo iż jej mózg nie pracował, to pozostałe organy funkcjonowały prawidłowo, sprawiając, że kobieta bardzo cierpiała.
Terry Schiavo umarła, ale nadal trwa zacięta dyskusja wokół tego, czy słusznie zrobiono, odłączając ją od aparatury. Sekcja zwłok wykaże, jaki był stopień niewydolności mózgu, ale to zmarłej już nie wskrzesi. I, niestety, nadal pozostaje problem, jak w takiej sytuacji postąpić.
Anna Jakobsze
2005.04.06