Jest takie krótkie powiedzonko, czy może raczej przysłowie „pozory mylą”. To powiedzonko używane jest nie tylko w Polsce.
W swoim pierwotnym, podstawowym przesłaniu dotyczy ono człowieka. Jego, ogólnie rzecz ujmując, atrakcyjności. Pierwsza, szybka ocena spotkanego osobnika opiera się, przede wszystkim, na jego wyglądzie i sposobie zachowania. Ma to szczególne znaczenie, kiedy spotkasz osobę po raz pierwszy. Tak było i jest od wieków. Jednak dzisiaj człowiek jest bardziej skomplikowany niż pierwotny mieszkaniec jaskini. Mamy wszyscy poczucie, że taka prowizoryczna ocena jest zbyt prymitywna w latach współczesnych. Jest obecnie bardzo wiele innych, skomplikowanych przesłanek do prawdziwego, pełnego skomentowania dzisiejszego homo sapiens. Na przykład poziom jego inteligencji, znajomości świata (i języków obcych), czy też jego pozycję zawodową. Każdy osobnik chce być ocenianym bardzo wysoko. Zatem rozsiewają oni, wokół swojej osoby, rozliczne mity, wymyślone anegdotki i różne zabawne facecje, świadczące o ich wybitnym poczuciu humoru. Na temat owych pozorów i prawd chcę dzisiaj nieco pożartować.
Zacznijmy od wybrańców narodu, czyli głównie posłów, ale także innych person samoprzylepnych do polityki. Ten gatunek ludzi nade wszystko kocha telewizję. Nie pokazać się narodowi na szklanym ekranie, to dzień stracony. Zła wróżba na przyszłość. Ostatnie rozmowy redaktora prowadzącego z zaproszonym gościem prowadzone są, najczęściej, za pośrednictwem telewizyjnych łącz. Zaproszony przesłuchiwany siedzi we własnym mieszkaniu i stamtąd odpowiada na pytania redaktora. Proszę zwrócić uwagę na jakim tle prezentuje się on na szklanym regale. Przeważająca większość ma za swoimi plecami półki z książkami. Niekiedy wręcz gigantyczne księgozbiory. Najczęściej osobnik prezentujący się na tle owej literatury nie wygląda na zajadłego czytelnika. Ale, być może, pozory mylą. Zawsze staram się przeczytać na ekranie telewizora tytuły owych tomów, ale to jest za trudne. Kiedyś, ponad sto lat temu, można było kupić plansze udające pionowy układ grzbietów książek. Tylko grzbietów, bez treści. To po to, aby taki snob mógł wstawić toto do przeszklonej biblioteki i uchodzić za erudytę. No i znów pozory mylą. A co do półek z książkami? Wolałbym oglądać, za plecami rozmówcy, półki bardziej ozdobne. Na przykład z kolekcją kryształowych naczyń. To chyba byłby zupełnie nowy styl prezentacji swojej kryształowej osobowości. A jaki praktyczny. Książki prezentowane na otwartych półkach wciąż wymagają dość męczącego odkurzania. Czyszczenie kryształów, to dużo prostsze zajęcie. No, a taki wielbiciel kryształowych dziełek, bez wątpienia postrzegany będzie jako wrażliwy koneser piękna. Teraz jedno osobiste wspomnienie snobistycznej pychy, czyli wykorzystania pozorów. Mam znajomego, a nawet przyjaciela – niezwykle bogatego biznesmena. Niedawno zaprosił on gości do swojego domu na przyjęcie z okazji rodzinnego święta. W pierwszej chwili zaskoczyły mnie ogromne ilości dań na zimno. Z kawiorem czarnym oraz czerwonym. Majątek. Świetny zestaw, ale nie mnie nabierać na takie sztuczki. Rozpoznałem imitację kawiorów. Skądinąd znakomitą. Jest to ukraińska specjalność. Zanana na całym świecie. Pod koniec wieczerzy nie wytrzymałem i spytałem gospodarza skąd wziął się ten ukraiński niby kawior. Przecież jego akurat stać na kawior prawdziwy, oryginalny, czyli astrachański. Wiesz, Andrzej – odpowiedział mi gospodarz - wiedziałem że nikt nie pozna się na oryginalności kawiorów. Nikomu z zaproszonych gości, a zapomniałem o tobie, nie przyszłoby do głowy, że taki bogacz jak ja, podaje na stół byle co, czyli potrawy drugiego sortu. Normalnie szkoda pieniędzy. Tutaj ja dodam od siebie, że ukraińskie „kawiory” są znakomite. Smakowo oraz wizualnie bardzo podobne do oryginałów. Można je kupić w Szczytnie. Osobiście polecam.
No cóż, tego rodzaju pozory, jeśli chodzi o sztukę kulinarną, jest to wszechobecna rzeczywistość. Na przykład kotlety mielone. Te, które wyszły z dobrych rąk potrafią być rarytasem. Znam bardzo godne i szanowane powszechnie artystki, starsze panie, które zapraszały do siebie na przyjęcia, gdzie głównym rarytasem były ich wysublimowane mielone, No, ale istnieje jeszcze coś, co nazywa się kotletem pożarskim, a także kilka rodzajów kotletów, o różnych nazwach znanych mi z restauracji w PRL. Na przykład kotlet panierowany, zrobiony z mortadeli. To były potrawy z tak zwanej dolnej półki. Ale pamiętam, że niekiedy bywały znakomite. Pozory mylą.
Andrzej Symonowicz