Wszystko wskazuje na to, że na ul. Kajki w Dźwierzutach będzie jednak stacja bazowa telefonii komórkowej. Wójt Czesław Wierzuk odmówił uchylenia decyzji o ustaleniu jej lokalizacji, o co wnioskował właściciel działki sąsiadującej z tą, na której ma stanąć wieża. Na nic zdała się też petycja przeciw inwestycji podpisana przez ponad 300 mieszkańców.
OBAWY I BRAK INFORMACJI
Starania o budowę w Dźwierzutach stacji bazowej telefonii komórkowej inwestor podjął pod koniec 2009 roku. Ówczesny wójt gminy Tadeusz Frączek w kwietniu 2010 roku ustalił jej lokalizację. Jednak mieszkańcy, a zwłaszcza najbliżsi sąsiedzi planowanej wieży nie mogli się z tą decyzją pogodzić, tłumacząc, że władze nie poinformowały ich o toczącym się postępowaniu. Obawiali się, że stacja telefonii komórkowej może mieć negatywny wpływ na ich zdrowie. Właściciel działki graniczącej z terenem, na którym miałaby stanąć wieża, Krzysztof Szulich, złożył odwołanie od decyzji gminy, domagając się wznowienia postępowania administracyjnego. Uzasadniał je m.in. tym, że jako sąsiad planowanej inwestycji, powinien być uznany jako strona w sprawie, a tymczasem o zamiarach operatora sieci telefonii dowiedział się przypadkiem. Na brak wystarczającej wiedzy na temat budowy wieży skarżyli się również inni mieszkańcy. Uważają oni, że władze gminy powinny szczegółowo poinformować ich o inwestycji oraz jej ewentualnym oddziaływaniu. Pod protestem przeciw stacji telefonii podpisało się ponad 300 osób.
WÓJT WYDAJE ZGODĘ
Na początku lipca tego roku wójt Czesław Wierzuk utrzymał w mocy postanowienie o ustaleniu lokalizacji wydane przez swojego poprzednika. Uzasadnia to tym, że strony postępowania były zawiadamiane o każdym etapie prowadzonego postępowania poprzez stosowne obwieszczenia. Trudno zatem zgodzić się z faktem, że pomimo wielokrotnych ogłoszeń o prowadzonym postępowaniu administracyjnym, w tym ogłoszeniu o wydaniu decyzji, które wywieszone było na tablicy ogłoszeń w dniach 19. 04. 2010 – 5.05. 2010 r. pan Krzysztof Szulich, jak i inni mieszkańcy Dźwierzut bez własnej winy nie mieli możliwości wzięcia w nim udziału, w tym m.in. składania zażaleń oraz wniesienia odwołania od przedmiotowej decyzji - czytamy w uzasadnieniu wójta. Przypomina on również, że Krzysztof Szulich kupił działkę dopiero pod koniec czerwca ubiegłego roku, a decyzja o budowie stacji zapadła wcześniej. Dlatego w stosunku do niego obowiązywały takie same procedury powiadamiania jak wobec pozostałych mieszkańców. Zdaniem wójta, powołującego się na rozporządzenia rządu z 2004 i 2010 r., przy wydawaniu decyzji lokalizacyjnej nie było potrzeby sporządzania przez inwestora raportu oddziaływania na środowisko. „(...) zgodnie z przedłożoną do wniosku dokumentacją techniczną, projektowany obiekt nie należy do rodzaju przedsięwzięć, dla których obowiązek sporządzenia raportu o oddziaływaniu na środowisko może być wymagany (…) - uważa wójt.
NAWET RADNI NIE WIEDZIELI
Jak do decyzji władz gminy odnoszą się mieszkańcy? Zygmunt Szulich, ojciec właściciela działki sąsiadującej z planowaną inwestycją, zaprzecza, by lokalna społeczność była na bieżąco informowana o toczącym się postępowaniu.
- Pytałem o to nawet radnych, ale i oni nic na ten temat nie wiedzieli – mówi Zygmunt Szulich. Niepokoi się, że do tej pory nikt nie powiadomił mieszkańców o tym, jaką moc będzie miała stacja telefonii i nie powiedział im o ewentualnym wpływie na ich zdrowie. Dziwi go również, że wójt nie wziął pod uwagę petycji w sprawie wieży, pod którą podpisało się około 300 osób.
- Widać, że tam, gdzie w grę wchodzą pieniądze, nikt nie liczy się ze zdrowiem ludzi – podsumowuje pan Zygmunt. Wątpliwości mają też inni mieszkańcy. Małgorzata Kukowska z Dźwierzut nie zgadza się ze stwierdzeniem, że budowa stacji telefonii nie wymaga raportu oddziaływania na środowisko.
- W wykazie dotyczącym inwestycji potencjalnie szkodliwych są przecież wymienione wieże telefoniczne – mówi. Zwraca również uwagę na aspekt estetyczny.
- Taka budowla na pewno nie będzie ozdobą Dźwierzut. Powinniśmy troszczyć się o nasze otoczenie i zastanawiać się nad sensem budowy takich obiektów, bo zostaną nam one na lata – uważa pani Małgorzata.
Ewa Kułakowska/fot. M.J.Plitt