W Szczytnie nie brakuje miejsc stwarzających zagrożenie dla uczestników ruchu drogowego.
Należy do nich ulica Lemańska. O tym, że łatwo tam o nieszczęście, mogliśmy przekonać się kilka tygodni temu, kiedy nieletni motocyklista potrącił dwie przechodzące przez jezdnię kobiety. W wyniku obrażeń jedna z nich zmarła.
REFLEKSJA PO TRAGEDII
Po tym zdarzeniu redakcję "Kurka" odwiedził Mirosław Zygmuntowicz - emerytowany policjant, obecnie instruktor nauki jazdy.
- Mieszkam w pobliżu i wielokrotnie widziałem jak na przejściu dla pieszych naprzeciwko "Elmedu" ludzie dosłownie uciekają przed śmiercią - mówi pan Mirosław.
Jego zdaniem zagrożenie dla bezpieczeństwa pieszych jest na Lemańskiej tak duże, że najrozsšdniejszym wyjściem byłoby postawienie tam tzw. "czarnych punktów". Są to znaki umieszczane w miejscach szczególnie niebezpiecznych albo takich, gdzie dochodzi do częstych wypadków.
- "Czarne punkty" najskuteczniej dyscyplinują kierowców. Widząc podobny znak, każdy myśli przede wszystkim o własnym bezpieczeństwie. Kierowca zdaje sobie sprawę, że znajduje się w miejscu, gdzie giną ludzie i instynktownie wzmaga czujność - tłumaczy Zygmuntowicz.
NIESPODZIANKA DLA NIEOSTROŻNYCH KIEROWCÓW
Na ulicy Lemańskiej znajdują się dwie "zebry": jedna tuż za skrzyżowaniem Poznańskiej, Solidarności i Tetmajera, druga na wysokości przychodni "Elmed". Według Mirosława Zygmuntowicza obydwie nie spełniają wymogów bezpieczeństwa. Zlokalizowane są bowiem po obydwu stronach wzniesienia, w niewielkiej odległości od jego szczytu. To sprawia, że piesi, wchodząc na jezdnię mają bardzo ograniczone pole widzenia i nie mogą widzieć wjeżdżających pod górkę samochodów. W dodatku przechodzi tamtędy dużo ludzi. Mieszkańcy dawnego osiedla XXX-lecia, aby dotrzeć do przychodni, muszą skorzystać z przejścia na Lemańskiej. Zaskakiwani bywają nim również kierowcy, zwłaszcza nieznający Szczytna.
- Przeważnie jest tak, że jadący od strony Poznańskiej, zbliżając się do końca terenu zabudowanego zwiększają prędkość. Wielu nie spodziewa się jeszcze jednego przejścia dla pieszych niemal na rogatkach miasta, tym bardziej, że zasłania je wzniesienie - tłumaczy instruktor.
Inne zagrożenie stwarzają samochody wjeżdżające do Szczytna od strony Leman. Ich kierowcy mają za mało czasu, żeby wytracić prędkość przed feralnym skrzyżowaniem.
Na omawianym odcinku drogi obowiązuje co prawda ograniczenie prędkości do 40 km/godz. Zygmuntowicz twierdzi jednak, że mało kto go przestrzega, a nadmierna szybkość w tym miejscu to raczej reguła niż wyjątek.
TRZEBA PRZESTRZEGAĆ PROCEDUR
Sceptycznie do pomysłu ustawienia "czarnych punktów" odnosi się z-ca kierownika szczycieńskiego rejonu Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad w Olsztynie Jerzy Balcewicz.
- Zmiana oznakowania ulicy nie jest kwestią czyjegoś widzimisię. W tej sprawie muszą zostać podjęte odpowiednie procedury, a za ich podstawę przyjmuje się zawsze liczbę wypadków w danym miejscu - mówi.
Tymczasem na Lemańskiej w ciągu kilku lat nie odnotowano wielu zdarzeń. Potrącenie z sierpnia było pierwszym od kilku lat. Jeżeli wypadków jest dużo, zmianę oznakowania musi zaopiniować komisja złożona z przedstawicieli zarządu drogi oraz Wydziału Ruchu Drogowego KW policji. Procedurę inicjuje rada miasta bądź gminy w drodze stosownej uchwały albo Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad.
W świetle statystyk nie tylko ustawienie "czarnego punktu", ale również jakakolwiek inna zmiana oznakowania nie wchodzi tutaj w rachubę.
- Ulica i przejścia dla pieszych są właściwie oznakowane. Stojące tam znaki powinny gwarantować bezpieczeństwo ruchu drogowego na Lemańskiej. Jeśli coś stwarza zagrożenie w tamtym miejscu, to jedynie kierowcy, lekceważący ograniczenie prędkości - mówi Balcewicz. Takie stanowisko nie przekonuje jednak pana Mirosława.
- Urzędnik jest urzędnikiem, nie spekuluje i nie wybiega w przyszłość. Musi kierować się regulaminem - podsumowuje.
- Nie jest w porządku sytuacja, że postawienie jakiegoś znaku uzależnione jest od ludzkiego życia - dodaje.
Wojciech Kułakowski
2005.09.21