Mimo problemów podczas pierwszego rajdu sezonu, kolejne wyścigi przynosiły już o wiele lepsze wyniki. Po zaciętej rywalizacji w końcówce sezonu Wojtek Zaborowski wywalczył tytuł drugiego wicemistrza Polski. Niestety wspaniale zapowiadająca się kariera została przerwana wypadkiem
w czasie Rajdu Karkonoskiego.
DOŚWIADCZENIE RAJDOWCA
Współpraca z Krzysztofem Hołowyczycem układała się bardzo dobrze. Przed sezonem kilkukrotnie trenowali razem na leśnych traktach. Pomocne także okazywało się jego ogromne doświadczenie. Dowodem na to może być sprytny zabieg zastosowany na jednym z odcinków wspominanego w poprzednim artykule rajdu zimowego. Jak opowiada Wojtek, noc była chłodna a rano asfalt przykryty był delikatną warstwą śniegu. Wszyscy startujący kierowcy założone mieli zimowe opony. Ze zdziwieniem mijali czekającego na swoją kolej Wojtka, którego opony auta przykryte były kocami.
- Hołek zadecydował, aby założyć letnie opony slicki. Tłumaczył to tym, że jak się rozgrzeją, będą topić delikatną warstwę śniegu. Wiedział co mówi - wspomina Wojtek. Przed samą linią startową koce zostały zabrane i samochód wyruszył na trasę. Na tym odcinku wyprzedzili wszystkich o co najmniej 40 sekund. Niestety duża strata czasowa spowodowana złapaniem kapcia na jednym z poprzednich odcinków sprawiła, że w ostatecznej klasyfikacji zajęli dopiero 7. miejsce.
DRUGI WICEMISTRZ POLSKI
Kolejne rajdy były już o wiele bardziej udane. Jednym z największych sukcesów był Rajd Kormoran, odbywający się wtedy w okolicach Barczewa.
- Od startu do mety pozostali nie mieli ze mną szans.
W czasie wyścigu Wojtek wygrał większość odcinków i zakończył rajd na pierwszym miejscu w klasie N-4 i 4. miejscem w klasyfikacji generalnej. Był to jeden z największych sukcesów w karierze szczycieńskiego kierowcy. Następne występy przyniosły kolejne sukcesy, do których niewątpliwie należy zaliczyć III miejsca w klasie zdobyte na rajdach: Elmot i Rajdzie Warszawskim. Z wyścigu na wyścig zaostrzała się rywalizacja o miejsca w klasyfikacji końcowej.
W czasie Rajdu Wisły bili się dosłownie o każdą sekundę. Ostatecznie udało się mu w klasyfikacji generalnej po sezonie zdobyć 3. miejsce w klasie N-4.
Ostra rywalizacja odbiła się też na samochodzie. Jak wspomina Wojtek, po ostatnim rajdzie był strasznie zdezelowany.
- Wszystko było zniszczone, pod koniec rajdu odpadł nam nawet wał.
Auto znajdowało się w tak złym stanie, że nie nadawało się na następny rajd. Jego szybka naprawa okazała się być zbyt kosztowna. Jedynym wyjściem było wystartowanie innym samochodem. Mimo że nie musiał, Wojtek podjął decyzję o starcie w Rajdzie Karkonoskim.
Niestety na trasie feralnego wyścigu doszło do tragicznego wypadku, który na ponad rok przerwał dobrze zapowiadającą się karierę.
Łukasz Łogmin/ fot. archiwum rodzinne Wojtka Zaborowskiego
cdn.