Mieszkańcy Targowskiej Woli są w szoku po tym, jak w minioną sobotę mieszaniec owczarka niemieckiego należący do Tadeusza R. zaatakował starszą kobietę siedzącą przed blokiem na ławce. Pies zerwał jej skórę z głowy, pokąsał nogi. Staruszka, upadając na ziemię, złamała kość udową. - Wszędzie było pełno krwi – relacjonują świadkowie zdarzenia. To nie pierwszy atak tego czworonoga na ludzi. Dwa lata temu pogryzł on ośmioletniego chłopca. Ludzie boją się o bezpieczeństwo swoich dzieci. Są oburzeni tym, że do tej pory nikt nie pomógł im w rozwiązaniu problemu.
WSZĘDZIE BYŁA KREW
Do tragedii doszło w sobotnie przedpołudnie 6 sierpnia. Mieszkająca samotnie w jednym z bloków w Targowskiej Woli 80-letnia Zofia J. siedziała na ławce przed swoim domem. Nagle podbiegł do niej duży mieszaniec owczarka niemieckiego należący do 70-letniego Tadeusza R. Pies, jak to już często bywało w przeszłości, uwolnił się z prowizorycznego łańcucha. Zaatakował staruszkę.
- Po prostu zerwał jej skórę z głowy razem z włosami. Wszędzie było pełno krwi – relacjonuje Marta Tomczak, która widziała całe zdarzenie. Zaatakowana kobieta spadła z ławki, łamiąc kość udową.
- Nie mogła się podnieść, mówiła, że tego już nie przeżyje – dodaje pani Marta. Rozwścieczonego psa próbował odciągnąć jego właściciel, jednak zwierzę było zbyt silne. Udało się to dopiero po tym, jak z pomocą przyszedł mu syn 80-latki. Staruszka z obrażeniami głowy, ranami szarpanymi nóg i złamaniem kości udowej została przewieziona do szpitala w Biskupcu. Jak się okazało, pies nie był szczepiony.
- To się nie powinno wydarzyć. Tyle razy mówiłam ojcu, żeby zmienił łańcuch na mocniejszy i lepiej pilnował psa, ale nic do niego nie docierało – mówi Lidia Pudelska, córka właściciela zwierzęcia. Dodaje, że przypominała ojcu o obowiązku szczepienia czworonoga, ale ten lekceważył te uwagi, tłumacząc, że żal mu wydać 20 zł, bo sam nie ma za co żyć.
TO NIE PIERWSZY ATAK
Sąsiedzi Tadeusza R. zgodnie twierdzą, że pies zawsze był głodny.
- Takie zwierzę musi porządnie zjeść, a on dostawał chleb rozmoczony w wodzie – mówi Marta Tomczak, sugerując, że to jedna z przyczyn agresywnego zachowania czworonoga. Dwa lata temu zaatakował ośmioletniego chłopca, Piotra Pawłowskiego. Wtedy też, tak jak teraz, trafił na 15-dniową obserwację. Nikt jednak nie wyciągnął wniosków z tamtego wypadku.
- Ten pies to ludojad. Powinni go jak najszybciej stąd zabrać. Boimy się o bezpieczeństwo naszych dzieci – żali się pani Marta. Mieszkańcy, z którymi rozmawialiśmy podkreślają, że ani policja, ani gmina, ani też instytucje zajmujące się opieką nad zwierzętami, nie reagują, spychając problem na kogoś innego. Wiele osób nie szczepi swoich czworonogów, bo nikt tego obowiązku nie egzekwuje. W okolicy wałęsa się zresztą mnóstwo groźnych psów.
- Chodzimy często skrótami do Dźwierzut. Tam też biega duży pies, który niedawno omal nie zaatakował mojego męża – opowiada inna mieszkanka, Aneta Rzepecka. Kobiety obawiają się, że i tym razem po obserwacji pies znów trafi pod opiekę Tadeusza R. Nawet teraz, gdy jest zamknięty w rozsypującej się drewnianej szopce, stwarza potencjalne zagrożenie.
- Co będzie, gdy się stamtąd wyrwie? Zabraniamy już nawet wychodzić dzieciom z domu – żalą się nasze rozmówczynie.
UZASADNIONE OBAWY
Wiele wskazuje na to, że obawy mieszkanek są uzasadnione. Jak powiedział nam powiatowy lekarz weterynarii Jerzy Piekarz, pies obecnie jest w trakcie obserwacji mającej wykluczyć u niego wściekliznę. Jeśli okaże się, że na nią nie choruje, wróci pod opiekę właściciela.
- To on zadecyduje, co potem stanie się ze zwierzęciem – mówi Jerzy Piekarz. Czy w grę wchodzi uśpienie czworonoga?
- Na razie nie widzę ku temu wskazań – odpowiada. Wcześniej właściciel miał już o to prosić lekarza weterynarii z Dźwierzut, ale ten się nie zgodził. Jak tłumaczy Jerzy Piekarz, eutanazja zwierzęcia to ostateczność. Wykonuje się ją nie na żądanie, lecz tylko w ściśle określonych sytuacjach.
- Lekarz weterynarii nie jest od usypiania, tylko od leczenia. To kwestia etyki – mówi. Zaznacza też, że egzekwowanie od właścicieli zaświadczeń o szczepieniu psów należy do policji oraz straży miejskiej. Inspektorzy weterynarii mogą to robić wtedy, kiedy zachodzi podejrzenie, że zwierzę jest chore. W przypadku mieszkańca Targowskiej Woli sytuacja jest jednak skomplikowana, bo żyje on z bardzo skromnej renty i pewnie i tak nie byłoby go stać na zapłacenie kary.
Obowiązek zapewnienia bezpieczeństwa mieszkańcom spoczywa na gminie. W Dźwierzutach, podobnie jak w innych samorządach powiatu, o problemie wałęsających się psów mówi się często. Kłopot polega jednak na tym, że gmina nie ma swojego schroniska. Apele i kary nakładane na nieodpowiedzialnych właścicieli czworonogów odnoszą mizerny skutek.
Ewa Kułakowska/fot. M.J.Plitt