Wciąż nie wiadomo, gdzie młodzież z Zalesia będzie mogła grać w piłkę. Radny Kostuch nie godzi się, aby boisko ponownie było zlokalizowane na jego działce. – Będzie wojna – zapowiada zwolennikom takiej opcji.
Opisana dwa tygodnie temu na łamach „Kurka” sprawa zaoranego przez radnego Kostucha boiska w Zalesiu znalazła swój dalszy ciąg na ubiegłotygodniowej sesji Rady Gminy.
Przypomnijmy. Młodzież z Zalesia przez wiele lat grała w piłkę na boisku położonym na działce dzierżawionej przez radnego Kostucha. Pięć latu temu radny pole zaorał i obsiał kukurydzą, tłumacząc to tym, że boisko było niewykorzystywane. Zupełnie inną wersję przedstawia młodzież, zarzucając radnemu, że nie dotrzymał zawartej między nimi umowy. Chłopcy bowiem mieli zebrać śmieci z popegeerowskiego gospodarstwa należącego dziś do jego byłego dyrektora, radnego Kostucha. Ten w zamian za to miał powiększyć boisko, dzięki czemu drużyna z Zalesia mogłaby przystąpić do planowanych rozgrywek ligi sołeckiej. Kostuch w rozmowie z „Kurkiem” wszystkiemu zaprzeczył, ale nie wykluczył, że w przyszłym roku, kiedy wygaśnie jego umowa na dopłaty, teren do gry znów się pojawi na jego polu.
Podczas ubiegłotygodniowej sesji Rady Gminy radny zmienił jednak zdanie. Teraz zdecydowanie odrzuca już możliwość zaadaptowania części pola na boisko. Z wnioskiem o przekazanie tego gruntu gminie wystąpił do Agencji Nieruchomości Rolnych wójt Tadeusz Frączek na prośbę mieszkańców Zalesia i Kałęczyna.
- Ja tej ziemi przy moim domu nie zrzeknę się nigdy i nie oddam z różnych względów – zapowiada radny. Według niego, zlokalizowanie boiska blisko domów było zbyt uciążliwe dla okolicznych mieszkańców.
Lepszym rozwiązaniem byłoby, według niego, przejęcie przez gminę od Agencji terenów przy szkole w Kałęczynie i urządzenie tam właśnie boiska. Młodzież z Zalesia miałaby do niego tylko 300 metrów.
- Przy szkole będzie ono pod lepszą kontrolą – przekonuje radny. Wójt Tadeusz Frączek uważa, że przed podjęciem decyzji należałoby poznać opinię młodzieży z Zalesia.
- Dla mnie jest obojętne, gdzie boisko powstanie, byle tylko było ono wykorzystywane – twierdzi wójt.
Radny Kostuch dopuszcza tylko lokalizację przy szkole.
- W przeciwnym razie będzie wojna – zapowiada.
KONIECZNIE DO SZCZYTNA
Podczas sesji Rady Gminy Dźwierzuty ponownie powrócił też temat „odhaczania się” bezrobotnych w siedzibach urzędów gmin. Od dawna zabiegają o to mieszkańcy małych miejscowości, tłumacząc to kosztami przejazdu. Co miesiąc bowiem muszą zgłaszać się do Urzędu Pracy w Szczytnie, by potwierdzić gotowość podjęcia zatrudnienia. Według powtarzających się głosów, które można usłyszeć od samorządowców w każdej gminie, to pracownicy Urzędu Pracy powinni jechać w teren i przyjmować na miejscu podpisy.
Obowiązującej koncepcji bronił dyrektor PUP w Szczytnie Jan Dąbrowski. Przekonywał, że do bezrobotnych, szczególnie z wykształceniem podstawowym, praca sama nie przyjdzie. Te osoby muszą wykazać aktywność, a jej oznaką jest m.in. przyjazd do urzędu i zapoznanie się z ofertami pracy. Koszt przejazdu w obie strony wynoszący 12 zł, też nie należy, jego zdaniem, do wysokich.
- To nie są nasze wymysły, taki model obowiązuje w Polsce i sąsiednich krajach – uzasadniał dyrektor Dąbrowski. Jego argumenty przekonały zebranych.
- Bardzo dobrze, że tak jest. Ci, którzy szukają pracy to ją znajdą – mówił radny Kostuch. Przy okazji ubolewał, że większość nie podejmuje się tego wyzwania. Jako przykład podał młodych ludzi ze swojej miejscowości – Zalesia. – Oni nie są zainteresowani pracą, po co im jeszcze pomagać – podsumowywał radny.
(o)