Sezon na grzybobranie w pełni. Wielu wykorzystuje to, by trochę zarobić. Inni chodzą na grzyby, bo lubią je jeść. Smakosze grzybów mają teraz raj. Muszą jednak uważać na odmiany, które są łudząco podobne do jadalnych, a ich zjedzenie może skończyć się tragicznie.
W POGONI ZA KASĄ
Od ponad trzech tygodni mamy prawdziwy wysyp grzybów. Początkowo były to zazwyczaj kurki, inne gatunki pojawiały się sporadycznie. Teraz rozpoczął się sezon na podgrzybki, borowiki i osaki. Te uwielbiane przez wielu rarytasy niedoceniane są w punktach skupu. Cena kurki waha się w granicach 8-9 zł za kilogram, podgrzybka – 2-4 zł, osaków - 3 zł, a borowików 8-13 zł. Są i tacy, którzy podczas jednej wyprawy do lasu potrafią zebrać nawet kilkanaście kilogramów kurek, czy ponad 20 kilogramów borowików. Pani Katarzyna z małej miejscowości koło Wielbarka zajmuje się skupem runa leśnego już od 15 lat i wcale nie jest pod wrażeniem ilości grzybów w tym roku – Trzy lata temu było bardzo dużo borowików. O wiele więcej niż teraz. Niestety, były robaczywe, a ich cena wahała się od 4 do 5 zł za kilogram. Nawet gdy ceny grzybów są bardzo niskie, dla wielu osób jest to okazja, żeby sobie dorobić i to naprawdę duże pieniądze. Niektórzy zarabiają ponad 100 zł dziennie. Ci, którzy nie pracują, wykorzystują każdą szansę, aby poprawić swoją sytuację finansową. Często zdarza się, że dzieci po zajęciach w szkole, a rodzice po pracy ruszają na grzyby. Można wtedy odłożyć wypłatę, a bieżące wydatki pokrywać ze sprzedaży runa leśnego. W tym całym szale grzybobrania brakuje jednak czasu na zadbanie o własne zdrowie.
– Zauważyłam, że ludzie mniej gotują. Coraz częściej kupują gotowe dania w słoikach i puszkach. Teraz sprzedaję więcej konserw, gotowych kotletów oraz chleba – zdradza nam pani Katarzyna, która prowadzi także niewielki sklep.
LEPIEJ NIE RYZYKOWAĆ
Nie wszyscy chodzą na grzyby dla pieniędzy. Dla niektórych jest to okazja, aby odetchnąć świeżym powietrzem. Najwięcej turystów spotkamy w lasach w weekendy. Po całym tygodniu pracy spacer na łonie przyrody to dla większości z nich relaks. Do tego dochodzi przyjemność jedzenia grzybów. – Smażone, czy w marynacie? To nie ma znaczenia. W każdej postaci są pyszne – mówi spotkany w lesie pan Zbigniew.
– Najbardziej ze wszystkich grzybów lubię kanie, mają taki delikatny, przyjemny smak – dodaje. Mało kto jednak zdaje sobie sprawę z tego, że te smaczne grzyby bardzo łatwo można pomylić ze śmiertelnie trującymi muchomorami sromotnikowymi. Do tego, od pewnego czasu w lasach pojawiła się nowa odmiana kani, która także jest trująca. Wcześniej rosła jedynie na śmietnikach. Teraz, gdy lasy są coraz bardziej zaśmiecone, również w nich można spotkać czubajkę czerwieniejącą odmiana bohemica, bardzo podobną do kani czubajki. Zatrucie nią może spowodować uszkodzenia nerek, wątroby, a nawet serca. Warto zatem zastanowić się, czy rzeczywiście mamy pewność, że grzyb jest jadalny. Jeśli pojawiają się co do tego wątpliwości, lepiej nie ryzykować. Taka pomyłka może kosztować życie.
Monika Robaczewska