W niedzielne popołudnie 24 sierpnia w Szczytnie zatrzymała się łódzka drużyna objeżdżająca Polskę rikszami. Pięciu podróżników z radością opowiadało "Kurkowi" o swoim pomyśle i planach. Cztery dni później rikszarze mieli wypadek pod Siedlcami. Jeden z nich, osiemnastolatek, zmarł na miejscu, dwóch innych trafiło do szpitala.

Rikszą po śmierć

Na chwilę do Szczytna

Pięcioosobowa drużyna z Łodzi przybyła do Szczytna w niedzielne popołudnie 24 sierpnia. Uwagę przechodniów przyciągały trzy ozdobione chorągwiami i reklamami riksze - rowery przystosowane do przewożenia pasażerów. Bogdan Wiśniewski, jego żona Katarzyna i trzynastoletni syn Krzysztof, Tomasz Żeberek i osiemnastoletni Adam Baraniecki od dwudziestu dni przemierzali Polskę tymi egzotycznymi w naszych okolicach pojazdami. Chcieli to zrobić w 24 dni, by pobić dotychczasowy rekord i wpisać się do Księgi Guinnessa. Śpieszyli się też, by młodzi uczestnicy wyprawy zdążyli na inaugurację zajęć szkolnych.

Tragiczny finał

W nocy z środy na czwartek (27/28 sierpnia) pod Siedlcami w jadące riksze uderzył volkswagen golf. Jego dwudziestosześcioletni kierowca prawdopodobnie zasnął za kierownicą. Za tę chwilę jego nieuwagi osiemnastoletni Adam Baraniecki zapłacił życiem: zmarł na miejscu. Tomasz Żeberek i Krzysztof Wiśniewski trafili do szpitala, jeden z obrażeniami głowy i kręgosłupa, drugi z połamanymi żebrami i urazem kręgosłupa. Na okrutną ironię losu zakrawa fakt, że dla niepełnosprawnej Katarzyny Wiśniewskiej wyprawa rikszą miała być prezentem urodzinowym i ciekawą formą uczczenia Roku Osób Niepełnosprawnych.

Kilka dni wczesniej, w rozmowie z "Kurkiem" Katarzyna Wiśniewska opowiadała o tym, że ich podróż jest niebezpieczna.

- Obawiam się przejeżdżających TIR-ów. Na szczęście wzięliśmy ze sobą radio CB, przez które ostrzegamy kierowców o swoim przejeździe - mówiła "Kurkowi".

Prawdziwe zagrożenie czaiło się jednak w samochodzie osobowym - jednym z tych, których tysiące mijali na swojej trasie każdego dnia.

Katarzyna Mikulak

2003.09.03