Niewiele osób wie, że powiat szczycieński jest wojewódzkim liderem jeśli chodzi o pogłowie bydła. Z legalną sprzedażą zwierząt hodowcy mają jednak kłopot, ponieważ w okolicy brakuje spełniających unijne wymogi punktów skupu. O takie miejsce starają się między innymi rolnicy z Jedwabna. Obawiają się jednak, że działka, na której chcieliby zorganizować spęd trafi w ręce osoby niemającej nic wspólnego z rolnictwem.
CZYSTO I POD DACHEM
Nowe przepisy regulujące handel bydłem obowiązują od kilku miesięcy. Zgodnie z rozporządzeniem ministra rolnictwa, miejsce sprzedaży zwierząt musi znajdować się pod dachem, mieć wydzielone pomieszczenia do ich przetrzymywania, izolatkę dla sztuk chorych. Na terenie obiektu powinien dyżurować lekarz weterynarii. Całość należy wyposażyć w szambo i doprowadzić bieżącą wodę tak, aby na terenie skupu nie było kłopotów z utrzymaniem czystości. W tej chwili w powiecie funkcjonują dwa tzw. spędy spełniające te wymogi: w Rozogach i w Zabielach. Już wkrótce przybędą dwa kolejne: w Lipowcu i Lipowej Górze Wschodniej. W najgorszej sytuacji są wciąż hodowcy z zachodniej części powiatu: żeby sprzedać bydło, muszą transportować je na odległość kilkudziesięciu kilometrów. Wielu obchodzi jednak przepisy i korzysta z usług obwoźnych handlarzy. Takie rozwiązanie jest dla rolników niekorzystne: sprzedając zwierzę pokątnym sposobem, dostają za nie mniej pieniędzy. Hodowcy z gminy Jedwabno do legalnego skupu mają około 50 kilometrów. Stary spęd w Jedwabnie został zamknięty decyzją powiatowego lekarza weterynarii. Teraz rolnicy zabiegają o to, żeby punkt został otwarty na nowo - tym razem ze wszystkimi wymogami przewidzianymi w ministerialnym rozporządzeniu.
NIEPOKOJĄCE OGŁOSZENIE
Spęd miałby się mieścić na należącej do gminy działce przy ulicy Olsztyńskiej w Jedwabnie, obok dawnych magazynów GS. Zarówno zdaniem rolników, jak i wójta Włodzimierza Budnego to najlepsza lokalizacja. Hodowcy obawiają się jednak, że teren wcale nie posłuży do ich celów. Obawy rolników wzmogły się po tym, jak na gminnej tablicy ogłoszeń wśród nieruchomości wystawionych do sprzedaży pojawiła się działka przy Olsztyńskiej. Niedawno zwrócili się z pismem do Rady Gminy, w którym domagają się od władz samorządowych gwarancji, że teren trafi w prywatne ręce w drodze dziesięcioletniej dzierżawy z opcją zwolnienia dzierżawcy na trzy lata z wszelkich opłat na rzecz gminy. Uważają, że sprzedając działkę, gmina nie ma żadnej gwarancji, że właściciel zorganizuje tam skup. Stanowisko hodowców poparli również jedwabieńscy radni.
WSZYSCY CHCĄ TEGO SAMEGO
Zachowanie rolników dziwi wójta Włodzimierza Budnego. Szef samorządu tłumaczy, że gmina jeszcze szuka oferentów i wciąż nie wiadomo, jakie będą dalsze losy działki przy Olsztyńskiej. Wójt tłumaczy, że umieszczenie oferty sprzedaży na tablicy ogłoszeń to normalna procedura, która nie przesądza wcale o tym, czy dana nieruchomość zostanie faktycznie sprzedana. Nie kryje jednak, że taka opcja najbardziej odpowiada zainteresowanym nią podmiotom.
- Na razie prowadzimy rozmowy z dwoma chętnymi i każdy z nich chce ten teren kupić - mówi wójt Budny. Podkreśla jednak, że jemu samemu bardzo zależy na tym, żeby w Jedwabnie powstał spęd.
- Umowę z przyszłym właścicielem skonstruujemy w taki sposób, żeby z całą pewnością zorganizował tam skup - zapewnia Włodzimierz Budny. Rolnikom i popierającym ich radnym zarzuca awanturnictwo i skłonność do ulegania plotkom.
- Prosiłem, żeby w tej sprawie zachować spokój i nie bić piany. Tak naprawdę wszyscy chcemy tego samego - mówi wójt. Innego zdania jest przedstawiciel rolników Bogdan Januszkiewicz. Według niego, sprzedając teren osobie prywatnej gmina nie będzie miała żadnych instrumentów, żeby wymóc na właścicielu wykorzystanie terenu zgodnie z wolą hodowców bydła.
- Obawiamy się takiej sytuacji mimo zapewnień pana wójta, że chce dla nas dobrze. W przeszłości kilkakrotnie obiecywano nam różne rzeczy i potem nic z tego nie wychodziło - mówi Bogdan Januszkiewicz. Dodaje, że jeśli gmina nie spełni żądań hodowców, ci będą dochodzić swoich interesów poprzez organizacje rolnicze.
NIE TAKIE TRUDNE
Zdaniem Jerzego Piekarza, powiatowego lekarza weterynarii, zorganizowanie zgodnego z normami spędu nie musi być wbrew pozorom bardzo skomplikowanym przedsięwzięciem i nie brakuje chętnych do inwestowania w taką działalność.
- Właściciel punktu w Rozogach uruchomił go zaledwie tydzień po załatwieniu wszystkich pozwoleń - mówi Jerzy Piekarz. Podkreśla również, że tworzenie spędów to rozwiązanie korzystne nie tylko dla rolników, ale również dla zwierząt, które dzięki takiej formie sprzedaży unikają niehumanitarnego transportu.
- Optymalnym rozwiązaniem byłoby utworzenie przynajmniej jednego punktu w każdej gminie. To w znacznym stopniu ukróciłoby proceder nielegalnego handlu - uważa Jerzy Piekarz.
Wojciech Kułakowski/Fot. W. Kułakowski/fotomontaż M.J.Plitt