W niedzielny poranek postanowiłam dołączyć do „Kręciołów" i pojechałam na Plac Juranda. Wszak spod Ratusza na spotkanie z przygodą nasza Rowerowa Grupa wyrusza.
W piękny, słoneczny, październikowy poranek - tłumów nie było. Poprosiłam przygodnego przechodnia aby sfotografował mnie w towarzystwie dwóch kolegów. Zrobił to profesjonalnie i nasz trzyosobowy peleton ruszył ulicami Szczytna w stronę ścieżki rowerowej utworzonej na nieczynnym torowisku. Z niecierpliwością czekamy na jej wydłużenie i choć wiemy, że prace od drugiej strony trwają, to za każdym razem, gdy tam jedziemy – myślimy, że to już. Na trasie nieliczni amatorzy ruchu. Mijamy rolkarzy, rowerzystów, nawet tatę z dzieckiem w wózku. Miłe, sielskie obrazki wpisane w krajobraz jesiennego wydania rekreacyjnego miejsca. Trasę zdobi igliwie oraz jesienne listowie. Jadę z kolegami, a gdy na liczniku pokazuje się magiczna 10-tka zawracam. Koledzy jadą dalej po nasypie, ja wracam asfaltową nawierzchnią. Rozmyślam o tym jak bardzo postawa ludzi się zmieniła. Doskonale pamiętam jak 40 lat temu różnie aktywność była postrzegana, teraz wszyscy dbają o kondycję i jest to niezwykle budujące. Nagle z zamyślenia wyrywają mnie słowa rowerzysty, który oznajmia: „szum w uszach, wiatr w oczach, a na liczniku 22". Faktycznie mknie szybko, ale nie tak szybko jak grupa na motorach i kładach oznajmiająca rykiem swoją pod wiaduktem obecność. Zatrzymuje się by ich sfotografować, ale umykają szybko. Osiągam niedzielny plan i na liczniku ponad 20 km mam. Było rowerowo i bardzo kolorowo.
Grażyna Saj-Klocek