Klatka schodowa zdewastowana i brudna. Budynek popadający w ruinę. Od następnej zimy cztery rodziny, które tu mieszkają, zaczną marznąć. Władze miasta zadecydowały, że należy rozebrać pomieszczenia gospodarcze, w których mieszkańcy trzymają opał.

Rozbiorą im szopki

Na zewnątrz ładnie...

Przedwojenna kamienica przy ulicy Kościuszki 10 w Szczytnie nie była remontowana od 30 lat. Mieszkania ogrzewane są tam piecami kaflowymi. Pali się w nich drewnem. Na jeden lokal potrzeba go około 20 metrów sześciennych. Opał musi leżeć pod dachem.

Pod koniec stycznia mieszkańcy dostali pisma o następującej treści: "W związku z planowaną rozbiórką pomieszczeń gospodarskich, ZGK prosi o opróżnienie tych pomieszczeń do 1 lipca 2005 roku. Z chwilą przystąpienia do rozbiórki za składany opał i inne rzeczy zakład nie ponosi odpowiedzialności."

- O remont nie mogliśmy się doprosić - mówi z przekąsem Stanisław Tabaka, 63-letni inwalida. - Wolą wydać pieniądze na rozbiórkę tego, co jest nam potrzebne.

Zarówno szczycieńskiemu Urzędowi Miejskiemu, jak i mieszkańcom kamienicy zależy na tym samym. Na estetyce.

- Musimy generować jakieś przychody, wyburzać zagrożenia, porządkować miasto i jego wizerunek - tłumaczy Lucjan Wołos, naczelnik Wydziału Rozwoju Miasta w szczycieńskim magistracie. - A te szopki estetyczne nie są. Widać to z wieży ratusza.

Pomieszczeniu, o którym mowa, brakuje kawałka dachu, ale na murach, pobudowanych z czerwonej cegły, nie widać pęknięć. Mimo to, urzędowi eksperci orzekli, że budynek należy rozebrać.

- Gdzie ja będę trzymał drewno na zimę? - denerwuje się Tabaka. - W piwnicy? Nie ma tam miejsca.

- Jeżeli jest mało miejsca, to mieszkańcy będą musieli drewno sobie co jakiś czas dowozić - mówi Leszek Mierzejewski, dyrektor Zakładu Gospodarki Miejskiej.

Lokatorom nie odpowiada takie rozwiązanie. Musieliby sobie dowozić drewno zimą, a wtedy jest ono mokre i nie daje ciepła. Na dodatek zwiększyłyby im się koszta transportu.

- Mało, że mieszkamy w ruinie, to jeszcze będziemy marzli - martwi się Tabaka.

... a w środku brzydko

Klatka schodowa. Między liszajami pleśni, na buro brudnym tynku, trzymają się jeszcze gdzieniegdzie kawałki kilkudziesięcioletniej farby olejnej, jaką w zamierzchłych, dobrych czasach malowano tam lamperie. W zależności od warstwy - a to brązowej, a to ciemnoniebieskiej. Najwięcej jest zielonej. To ostatnia warstwa. Nad lamperią była kiedyś biała farba. Teraz jest już szaro-czarna, z wykwitami grzyba wzdłuż węgłów. Miejscami powyrywane dziury dookoła pokrzywionych i pordzewiałych gwoździ wbitych przed laty.

Przy suficie panuje mrok, potęgowany przez pokryte grubą warstwą kurzu pajęczyny, tkane przez pokolenia pająków. Łuszczące się okienka, wpuszczają mało światła. Ich szyby dawno przestały być przezroczyste. Spojrzenie pod nogi też nie jest budujące. Pod wątłą poręczą, od lat już pozbawioną szczebli, zieje ciemna czeluść niższych kondygnacji. Tamtędy codziennie przemieszczać się musi z pierwszego piętra i z powrotem Stanisław Tabaka. Powłóczy prawą nogą. Stracił w niej władzę po udarze mózgu przed 2 laty.

- Ktoś będzie odpowiadał, jak kiedyś spadnę - mówi ponuro. - Co z tego, że człowiek prosi, płaci. Czy my w ogóle kogoś obchodzimy?

Wychodzimy na zewnątrz, w bramę... A tam rozległa kałuża wprost u stóp. Wody po kostki. Fachowcy położyli tam kiedyś płytki cementowe. Utwardzili w ten sposób dno okresowego jeziorka, pojawiającego się tam po każdym deszczu.

Kamienicą administruje Towarzystwo Budownictwa Społecznego "Jurand".

- Wszelkie remonty leżą w gestii właściciela - mówi Alfred Kryczało, dyrektor TBS. - W przypadku większości kamienic jest nim miasto. Jeżeli zostanie podjęta uchwała o remoncie klatki schodowej i wyasygnowane fundusze, zrobimy go.

Zbigniew Gorący

2005.03.02