Wszystkim, którzy chcą uchronić się od chorób cywilizacyjnych, dietetycy zalecają jadanie w tygodniu 2-3 posiłków z ryb. Wszędzie czytamy artykuły o ich zbawiennym wpływie na nasze zdrowie i jednocześnie wszędzie podkreśla się wyjątkowe właściwości ryb morskich, zapominając o tych słodkowodnych. A przecież mamy wielki wybór ryb z rzek i jezior. I tak naprawdę różnią się one od słonowodnych tylko zawartością kilku składników odżywczych. Jak wiadomo mają mniej kwasów tłuszczowych omega 3, co nie znaczy, że ich nie zawierają wcale. Natomiast, co nie każdy pewnie wie, mięso ryb słodkowodnych, takich jak popularny karp czy pstrąg, zawiera więcej witaminy A. Ma ona działanie przeciwutleniające, zapobiega więc powstawaniu wolnych rodników, a tym samym ma między innymi właściwości antynowotworowe i opóźniające starzenie oraz wspomaga funkcjonowanie układu odpornościowego. Białka wszystkich ryb charakteryzują się bardzo wysoką przyswajalnością przez organizm człowieka - ok. 97%, a dla porównania przyswajalność białka pochodzącego z mięsa wynosi 70-80%.
Wiele mówi się ostatnio także o negatywnym działaniu ryb na zdrowie ze względu na skażenie dioksynami, w tym metylortęcią, co wynika z zanieczyszczenia środowiska. Ale znów nie każdy wie, że znacznie większe stężenie tych zanieczyszczenień jest w mleku i przetworach mlecznych czy mięsie. Natomiast ryby słodkowodne, zwłaszcza te z jezior i rzek, a nie z hodowli zawierają mniej dioksyn niż ryby morskie. Są więc bardziej wskazane np. dla kobiet w ciąży czy dzieci. Pomijając już pozostałe różnice zdrowotne, ryby słodkowodne mają także zupełnie inny aromat i smak niż ryby słonowodne i myślę, że warto pamiętać zarówno o jednych, jak i drugich w codziennym menu i niekoniecznie tylko smażonych, bo przecież można je także ugotować, upiec, czy grillować. A więc smacznego!
Kinga Karalus