Góra Czterech Wiatrów w Mrągowie, czyli mój ukochany zakątek narciarski, znów podarował mi wspaniałą radość. Szusowałam tam w sobotę i niedzielę.
Cieszyłam możliwością wykreślania, wprawdzie krótkich, ale efektownych zygzaków na mazurskim stoku. Doskonaliłam umiejętności przed prawdziwą wyprawą w góry. Dokładnie 10 stycznia 2009 r. właśnie na G4W wzięłam swoją, pierwszą zjazdową lekcję. Od 10 lat narciarstwo zjazdowe, to dla mnie niezwykła aktywność, a pobyt na G4W jest spełnieniem zapotrzebowania na moje amatorskie umiejętności. Przyznaję, że rozpaczałam, gdy w minionym sezonie zawieszona została działalność na G4W. Wprawdzie pocieszenia szukałam w Tatrach. Jednak przyznaję, że wypad do Mrągowa to przyjemność dostępna natychmiast i na wyciągnięcie desek, zaś wyprawa w prawdziwe góry, to już wielkie, kilkudniowe przedsięwzięcie. Mam wielki sentyment do zimowej G4W i moc wspomnień. Nic więc dziwnego, że gdy w sobotę 12 stycznia zjawiłam się tam jako narciarka, promiennym uśmiechem powitałam schronisko, stok i panią w kasie. Wykupiłam dziesięć podjazdów oznajmiając pani w okienku, że miło znów ją zobaczyć. Zawitałam też do schroniska i odnalazłam tam ciepło, miłą atmosferę i gościnność. Zawsze, gdy stoję na stoku, to najpierw czuję strach – czy pamiętam, czy dam radę zjechać, a potem – radość, że jednak jadę. Sobota była piękna i pełna słońca, niestety w niedzielę zaczął padać deszcz, ale nam udał się skok na mrągowski stok.
Grażyna Saj-Klocek