Gdy żar leje się z nieba ochłody szukamy w toni okolicznych jezior. Na szczęście akwenów jest wiele, a amatorzy kąpieli znajdują w nich zadowolenie.
Lubię pływać i chętnie z koleżankami zażywam tej przyjemności. Wszystkie jednak stawiamy na bezpieczeństwo i zabieramy ze sobą bojki, czyli rekwizyty bohaterów serialu „Słoneczny patrol”. Posiadamy przedmioty dające poczucie pewności od wielu lat. Ich historia sięga czasów, gdy przypominałyśmy Pamelę Anderson, ale nie wynika z chęci upodobnienia się do tej aktorki lecz jest odpowiedzią na pewien incydent. Otóż swego czasu podczas letniego upału kilku chłopców pluskało się w Lemanach, nagle jeden z nich stracił grunt pod nogami i zaczął się topić. Tylko szybka reakcja plażowicza uratowała mu życie, ale tak nas przeraziła, że kolejno zaopatrywałyśmy się, w zaprzyjaźnionym sklepie sportowym, w pomarańczowe bojki. Niestety, gdy wówczas pojawiałyśmy się z nimi na plaży, słyszałyśmy pełne drwiny komentarze. Jednak odnotowywałyśmy też kolejne osoby przyozdobione w pływaki o charakterystycznym kolorze. Często idąc do wody ciągnę swoje poczucie bezpieczeństwa za sznurek i udaję, że z pieskiem idę na spacer. Swoją bojkę nazywam pieskiem ponieważ była powodem pukania się w głowę, a wówczas opowiadano sobie taki dowcip: „Lekarz zobaczył pacjenta jak spaceruje i ciągnie za sobą przywiązaną do sznurka łyżeczkę. Podchodzi do chorego i pyta co robi, na co dostaje odpowiedź: - Ciągnę łyżeczkę. Doktor pokiwał głową i stwierdził, że chory wyzdrowiał. Tymczasem pacjent, gdy tylko lekarz się oddalił powiedział: - Widzisz piesku, oszukaliśmy pana doktora.” Stąd wziął się mój pomysł na takie żartobliwe oszustwo i często, gdy jedziemy nad wodę słyszę: „tylko nie zapomnij pieska”. Dziś do grona szczęśliwych posiadaczek bojek dołączyła kolejna koleżanka i od razu wchodząc do wody stwierdziła: „teraz mogę płynąć aż do Zielonki”. Kocham lemańskie jezioro zawsze tam wesoło, słonecznie i bojką bezpiecznie.
Grażyna Saj-Klocek