Wyprawę należy zaplanować na cały dzień, bowiem miejsca, które proponuję odwiedzić, tak urzekną, że zapragniemy zatrzymać się w nich na dłużej. Do plecaka tradycyjnie zabieramy coś do picia, jakąś przekąskę oraz obowiązkowo ręcznik i strój kąpielowy.
O tym, że rower daje swobodę w poruszaniu i przemieszczaniu po drogach i bezdrożach pisałam wielokrotnie i jest to niepodważalne stwierdzenie. Tym tekstem zmuszona jestem zrobić sprostowanie i dopisać: SPRAWNY ROWER!
Na niedzielę 21 sierpnia zaplanowałam wiele przyjemności: wspólnie z moimi „Kręciołami” zamierzałam udać się na Dożynki do Pasymia, a następnie na Święto Chleba do Jedwabna. Jednak ruszając na plac Juranda zauważyłam znaczący ubytek powietrza w tylnym kole. Natychmiast, zaczarowaną pompką pożyczoną od miłego sąsiada z bloku uzupełniłam jego niedobór, a że próba wytrzymałościowa wypadła pozytywnie, zadowolona ruszyłam na wyprawę z rowerową grupą. Niestety daleko nie ujechałam, już na Szczycionku poczułam, że powietrza ubywa. Decyzja szybka i smutna – wracam do domu. Radość pryska, a i ze mnie uchodzi powietrze – wiadomo przykro kończyć wycieczkę na samym jej początku. Na szczęście męska część ekipy natychmiast właściwie zareagowała i zadysponowano w niesprawnym rowerze wymianę dętki, ale aż na Piecach. Raz-dwa-trzy dopompowano koło i tym sposobem wielce się nie trudząc i ja razem z 16 osobowym peletonem zatrzymałam się na popas w tej miłej turystycznej miejscowości nad jeziorem Sasek Wielki. Demontaż koła, wymiana dętki Ryszardowi Dąbrowskiemu i Wiesławowi Kierklo zajęły dosłownie chwilkę. Wszystkie z podziwem patrzyłyśmy na te poczynania i każda z nas stwierdziła, że w ich wykonaniu to prosta sprawa, a dla nas nie lada problem. Dlatego nic dziwnego, że lubimy naszych kolegów i bez ich obecności nie wyobrażamy sobie wypraw.
Na sprawnych rowerach pożegnaliśmy gościnne Piece i wyjechaliśmy na szosę, by za miejscowością Jęcznik skręcić w prawo i kontynuować wycieczkę najpierw wąskim asfaltem, a następnie piaszczystą drogą. Droga do Elganowa to unosiła się do góry, to opadała. Raz była miła i przyjazna dla rowerowych kół, by miejscami poczęstować sypkim, zmuszającym do chwilowego zejścia z roweru, piaskiem. Jednak generalnie jest to fajny i bezpieczny skrót do Pasymia. W Elganowie chwila wytchnienia, a ja zaczynam wiercić dziurę w brzuchu mojej wieloletniej, szkolnej koleżance – Marzence. Namawiałam ją byśmy odwiedziły naszą wychowawczynię i jednocześnie polonistkę ze szkoły średniej. Natychmiast się zgodziła, ale od innych usłyszałyśmy, że bez zapowiedzenia może nie wypada. Wyjaśniłam, że jak chodziłyśmy do szkoły to nasza pani profesor Zofia Kobus też nie zapowiadała kartkówek i my mamy nawet obowiązek zrobić polonistce test sprawdzający pamięć. Sprawdzian wypadł na piątkę (w naszych czasach szóstek nie było) i nie tylko zostałyśmy bezbłędnie rozpoznane (maturę zdawałyśmy w 1979 r.), ale i z honorami ugoszczone. Mimo że od ponad 30 lat utrzymujemy stały i serdeczny kontakt - wspomnieniom nie było końca. Pewnie gadałybyśmy, jak to mamy w zwyczaju jeszcze długo, ale telefon zaniepokojonych przedłużającą się naszą nieobecnością „Kręciołów” nakazał dołączyć do peletonu. Szczęśliwe, że sprawiłyśmy sobie i naszej profesorce radość ruszyłyśmy na pasymski Rynek. A działo się tam, oj działo, niestety miałyśmy niewiele czasu, kupiłyśmy po pajdzie chleba ze smalcem i ruszyłyśmy za peletonem w stronę Jedwabna. Początkowo wspaniałym chodniczkiem specjalnie stworzonym dla rowerzystów, a następnie szosą. Asfalt wygodny, bezpieczny i prawie zupełnie pozbawiony innych użytkowników. Jechaliśmy przez Narajty, Burdąg, by po pokonaniu 16 km zatrzymać sie w Jedwabnie. Dawniej Święto Chleba odbywało się w centrum miasteczka, teraz na stadionie. Gdy wjechaliśmy barwnym, przyodzianym w organizacyjne stroje peletonem wprost na bieżnię, to pomysł by zrobić wokół sportowego obiektu, rundę honorową – zrodził się sam. Jechaliśmy zbierając brawa, pozdrowienia, uśmiechy, a wójt Jedwabna Krzysztof Otulakowski powitał nas, jak na serdecznego gospodarza przystało - bochnem chleba, który sobie kolejno urywaliśmy i z wielkim apetytem zjedliśmy. Uczestnictwo w uroczystościach Jedwabna zakończyliśmy rundą wokół stadionu i kierując się na Wielbark ruszyliśmy w drogę powrotną, a zapach i smak dobrego chleba towarzyszył nam i dodawał sił. Gdy minęliśmy Piduń skręciliśmy w lewo, by dalej drogą pożarową nr 2 dotrzeć do drogi wiodącej wprost do Strugi. Wyprawa pełna wrażeń i niesamowitych przeżyć, ale gdyby nie pomoc Ryszarda i Wiesława daleko bym nie zajechała i tych wszystkich niesamowitości nie doznała. Więc ten tekst moim kolegom dedykuję i za naprawę roweru dziękuję.
Grażyna Saj-Klocek