Do tragedii doszło w miniony czwartek w nocy. Na poddaszu budynku na ul. Lipperta 8 zamieszkiwanego przez sześć rodzin wybuchł pożar. Jednego z lokatorów nie udało się uratować. W wyniku zaczadzenia zmarł 27-letni Wojciech G.
DYM NA PODDASZU
Mieszkańcy ul. Lipperta noc z 12 na 13 marca zapamiętają na długo. Krótko po godzinie 2.00 ze snu wyrwały ich syreny samochodów straży pożarnej i krzyki lokatorów budynku oznaczonego numerem 8. Na miejscu była też policja, prokurator rejonowy i burmistrz. Po kilku minutach przyjechało również pogotowie ratunkowe.
- Kiedy tam dotarliśmy, paliło się pomieszczenie na poddaszu budynku. Pożar był dopiero w fazie rozwoju, ale wewnątrz obiektu panowało bardzo duże zadymienie - relacjonuje dowodzący akcją strażaków kpt. Zbigniew Stasiłojć z Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Szczytnie. W budynku przebywało łącznie osiem osób. Mieszkańcy z parteru opuścili swoje lokale samodzielnie, przy pomocy policji i strażaków. Ci ostatni, używając drabiny musieli jednak ewakuować kobietę zamieszkującą poddasze.
- Otrzymaliśmy informację, że w jednym z pomieszczeń na górze znajduje się jeszcze mężczyzna. Znaleźliśmy go i wynieśliśmy na zewnątrz - opowiada Zbigniew Stasiłojć. Zanim na miejsce dotarła karetka, strażacy próbowali przywrócić mu funkcje życiowe, poddając go resuscytacji i tlenoterapii. Po kilku minutach czynności te przejęła ekipa pogotowia.
- Trwało to przez ponad godzinę - mówi kapitan Stasiłojć.
Wysiłki nie przyniosły jednak pozytywnego skutku i 27-letni Wojciech G. zmarł. Przyczyną zgonu było zatrucie tlenkiem węgla. W mieszkaniu 27-latka strażacy znaleźli też jego martwego psa, wilczura.
NIESZCZĘŚLIWY WYPADEK
Na razie trudno jednoznacznie określić, co mogło spowodować pożar. Dochodzenie w tej sprawie prowadzi policja. Najprawdopodobniej był to jednak nieszczęśliwy wypadek. Mieszkanie Wojciecha G. ogrzewał piecyk zwany popularnie „kozą”, z rurą podłączoną do komina. Niewykluczone, że przyczyną tragedii było zaprószenie ognia. Strażacy podkreślają, że pożar nie był duży, bo obejmował w zasadzie tylko lokal na poddaszu.
- Gdybyśmy otrzymali zgłoszenie jakieś 15-20 minut później, skutki mogłyby być znacznie tragiczniejsze - podkreśla Zbigniew Stasiłojć.
NIE BYŁO SYGNAŁÓW
Pozostali mieszkańcy budynku nie uskarżali się na żadne dolegliwości. Jeszcze feralnej nocy taksówkami zostali odwiezieni do schroniska na ul. Pasymskiej.
- W tej chwili jestem na etapie pozyskiwania docelowych mieszkań dla poszkodowanych osób. Każda z tych rodzin otrzyma tymczasowe lokum - powiedziała nam nazajutrz po pożarze burmistrz Danuta Górska. Zapewniła też, że lokatorzy domu przy ul. Lipperta 8 mogą liczyć na doraźną pomoc ze strony MOPS-u.
Budynek jest obiektem komunalnym, administrowanym przez ZGK. Danuta Górska zdecydowanie odpiera sugestie, że pożar mógł być spowodowany jego nie najlepszym stanem technicznym.
- Nie było żadnych sygnałów, by budynek zagrażał w jakikolwiek sposób lokatorom. Poza tym ZGK przeprowadzał stosowne przeglądy wszelkich instalacji - twierdzi burmistrz.
To, że obiekt, choć obskurny z zewnątrz, nie stwarzał dotąd zagrożenia, potwierdzają także strażacy. Obecnie nie nadaje się do dalszej eksploatacji.
- O dalszym jego losie zdecyduje ekspertyza nadzoru budowlanego - mówi Danuta Górska.
SZKODA CHŁOPAKA
Poruszeni tragedią są mieszkańcy bloków sąsiadujących z domem, w którym doszło do pożaru.
- Szkoda tego młodego chłopaka, który zginął. Jeszcze wczoraj po południu widziałam go spacerującego z psem - mówi jedna z sąsiadek. Wojciech G. mieszkał wraz z bratem, którego w chwili tragedii nie było w mieszkaniu. Wychowywali się w domu dziecka. Sąsiadki twierdzą, że 27-latek, w przeciwieństwie do części innych lokatorów budynku, którzy słyną z rozrywkowego trybu życia, nie stwarzał żadnych problemów.
- Jednej ze znajomych pomagał nawet przy przeprowadzce. To był spokojny, uprzejmy chłopak. Straszne, że właśnie jemu coś takiego się przydarzyło - mówią mieszkanki ul. Lipperta.
Podobne tragedie to w Szczytnie na szczęście rzadkość.
- Ostatnie tego typu zdarzenie na terenie miasta miało miejsce w lipcu 2005 roku - wspomina Zbigniew Stasiłojć. Wtedy, również nocą, wybuchł pożar w bloku na ul. Żeromskiego. Z powodu zatrucia czadem śmierć poniosła 48-letnia kobieta.
(łuk)/Fot. E. Kułakowska