Argumenty, których użył starosta Andrzej Kijewski przeciw nominacji Mariusza Gęsickiego na stanowisko komendanta powiatowego straży pożarnej wciąż budzą szereg wątpliwości. Sprawa wakatu w szczycieńskiej komendzie wywołuje też zainteresowanie powiatowych radnych. Podczas ostatniej sesji starosta musiał się tłumaczyć z wypowiadanych przez siebie słów, które cytowaliśmy w przedostatnim numerze "Kurka".
Temat wakatu na stanowisku komendanta straży w Szczytnie powrócił na ostatniej ubiegłorocznej sesji Rady Powiatu 29 grudnia. Przypomnijmy, że Kijewskiemu nie przypadła do gustu kandydatura st. kpt. Mariusza Gęsickiego na to stanowisko. Argumentując swój sprzeciw, starosta zarzucił mu, że nie gwarantuje pomyślnego zakończenia budowy nowej strażnicy. Miał też pretensje o to, że zamiast przychodzić na sesje, przysyła na nie swoich podwładnych i wykazuje słaby związek z powiatem, czego potwierdzeniem miało być to, że kandydował na stanowisko komendanta w Mrągowie. Najbardziej kontrowersyjny był jednak zarzut, że Gęsicki nie rozmawiał ze starostą o swoich szansach na objęcie funkcji.
- Oficer powinien przyjść do starosty i powiedzieć: Panie starosto, mam szanse, co pan na to? - radził Andrzej Kijewski kandydatowi na na komendanta państwowej instytucji podczas sesji, która odbyła się miesiąc wcześniej.
Poproszony o komentarz w tej sprawie były szef szczycieńskich strażaków Józef Zajączkiewicz stwierdził na naszych łamach, że takie zachowanie w służbie pożarniczej jest niedopuszczalne.
- Kto uniemożliwił panu staroście rozmowę z panem Gęsickim? - próbował dociekać radny Krzysztof Pawłowicz podczas ostatniej ubiegłorocznej sesji.
Andrzej Kijewski najpierw uchylał się od odpowiedzi na to pytanie. W końcu stwierdził, że jest ono... nierzeczowe.
- Trzeba czytać ustawę, panie radny, i będzie pan wiedział, dlaczego - pouczał Pawłowicza Kijewski.
- Pytanie jest trafione, a pan starosta chowa głowę w piasek - replikował radny.
Przy okazji starosta zarzucił "Kurkowi" nierzetelność, stwierdzając że nie udzielał naszej gazecie żadnego wywiadu ani nie autoryzował przypisywanych mu słów.
(o)
Od osób zajmujących wysokie stanowiska wymaga się, by ważyły słowa, a podejmowane decyzje argumentowały mądrze i rzeczowo. Jeżeli zaś urzędnikowi zdarzy się palnąć jakieś głupstwo, powinien przeprosić i przyznać się do błędu. Staroście Kijewskiemu ta zasada jest najwyraźniej obca. Wypowiadając się przeciw kandydaturze Mariusza Gęsickiego sięgnął po zarzut absurdalny i niedorzeczny, afirmujący zachowanie sprzeczne z normami obowiązującymi w cywilizowanym świecie, a praktykowane za nieodległych jeszcze czasów komuny. Po raz kolejny (tak jak to było przy okazji forsowania budowy pomnika Orła Białego) Kijewski zdradza swoje tęsknoty. O tym, czy dana osoba nadaje się na określone stanowisko winno decydować jej przygotowanie, fachowość oraz kwalifikacje, a nie to, czy pokornie przychodzi do starosty i pyta o swoje szanse. Szkoda, że szef powiatu nie umie przyznać się teraz do błędu i unika jak ognia niewygodnego tematu. Przy okazji zarzuca naszej gazecie nierzetelność mówiąc, że nie autoryzowaliśmy jego wypowiedzi. To prawda. Nie zrobiliśmy tego, ale z bardzo prostej przyczyny. W artykule cytowaliśmy wypowiedź starosty zarejestrowaną podczas sesji, która odbyła się w Spychowie 29 listopada. Przypomnijmy, że równie niedorzeczne zarzuty Andrzej Kijewski wysuwał przeciw "Kurkowi" podczas debaty na temat budowy pomnika Orła Białego. Wtedy insynuował, że nie publikujemy wszystkich listów, które docierały do redakcji. Jak widać, szef powiatu ma dość specyficzne wyobrażenie o rzetelności prasy. Według jego mniemania, na miano rzetelnych zasługują tylko te gazety, które jego nonsensowne pomysły czy wypowiedzi biorą za dobrą monetę. My wyłamujemy się z tej reguły i dlatego starosta kieruje pod naszym adresem oskarżenia, które nie mają żadnego związku z rzeczywistością.
Ewa Kułakowska
2006.01.11