Ciekawe kto zgotował „Kręciołom” niespodziankę montując solidne, rowerowe stojaki w miejscu naszych tradycyjnych spotkań? Zastanawialiśmy się w niedzielę ustawiając stalowe rumaki centralnie w przygotowaną konstrukcję do parkowania jednośladów. Z radością powitaliśmy praktyczne wyposażenie Placu Juranda pstrykając stosowne zdjęcia. Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że nie tylko my będziemy użytkownikami stojaków, ale pochwalamy pomysł i dziękujemy pomysłodawcy.
Nowe urządzenie w zrozumiały sposób wywołało pozytywne emocje, a dociekanie czy faktycznie dla nas powstało, troszkę opóźniło wyjazd. Parking utworzono dokładnie w miejscu, gdzie spotykamy się od 16-tu lat stąd miłe skojarzenie. Wreszcie peleton przywołany do porządku rusza w stronę Strugi, a po krótkim postoju do jeziora Płociczno. Okalany lasem akwen wodny zwykle ozdobiony zamarłymi w bezruchu wędkarzami tym razem świeci pustkami. Jednak „wizytówki” po bytności osób, które nie kochają przyrody dostrzegamy. Złościmy się, bo ktoś nad brzegiem jeziorka biesiadował i pozostawił „pamiątki” w postaci reklamówek pełnych różnorodnych śmieci. Niestety nie możemy ich zabrać, jest tego za dużo. Nie rozumiemy jak można tak postępować?! Ale widocznie można i nie ważne, że przez bezmyślność cierpi przyroda. Za jeziorem Płociczno skręcamy w lewo i kierujemy w stronę Sasku. Okrzyki radości, że dostrzeżono żółte łebki kurek zatrzymują cały peleton. Zostawiamy jednoślady na drodze i zbieramy grzyby oraz zajadamy słodkie jagody. Zbiory nie są imponujące, ale satysfakcjonujące. Chodzę po lesie i odmawiam modlitwę, która ma odstraszyć kleszcze, bo ich aktywność ostudza łazikowanie i zabiera radość z takiego spaceru. Koleżanki dopytują o słowa modlitwy. Wyjaśniam im, że nauczyła mnie jej Babcia, a słowa są bardzo proste: „Wchodzę w las, niosę ze sobą Przenajświętszej Maryi pas, gdy tym pasem się opaszę wszelkie robactwo od siebie odstraszę”. Bardzo im się te słowa podobają, chcą bym je nauczyła. Głośno mówię, one powtarzają. Na prawdę to działa. Koleżanki dopytują, czy mam jeszcze w zanadrzu jakąś mądrość Babci. Odpowiadam, że tak a ta mądrość dotyczy snów, gdy coś złego mi się w dzieciństwie śniło, biegłam do Babci i jej żaliłam, a ona wówczas mówiła do mnie: „Sen mara Bóg wiara”. Jedziemy i tak sobie gadamy o dzieciństwie, o grzybach, że wszystkie są jadalne, ale niektóre „tylko raz”. Tablica informuje nas, że znajdujemy się na terenie Rezerwatu Galwica. Dostrzegamy piękno przyrody, ale patrząc na wrzosowe kwiecie mamy przeświadczenie, że jesień już stoi u progu lasu i lada moment odeśle lato w zapomnienie, by niepodzielnie królować. Szkoda nam lata, bo tyle jeszcze miejsc do odkrycia, tyle przygód do przeżycia. W centrum wsi zatrzymujemy się, by popatrzeć na prawdziwe rumaki i podziwiać jeźdźców anglezujących na wierzchowcach. Piękne i dostojne zwierzęta od razu przypomniało mi się stwierdzenie o trzech cudach świata, są to: „koń w galopie, kobieta w tańcu i statek pod pełnymi żaglami”... Serdecznie pozdrawiam Wojtka - Kapitana Żeglugi Wielkiej, który pływając po morzach i oceanach zagląda w portach na stronę „Kurka Mazurskiego” i czyta relacje z wypraw, w których uczestniczy Jego żona Bożenna nasza „Kręciołka”. Pozdrawiam też wszystkich sympatyków moich relacji – wyciągajcie stalowe rumaki i zapraszamy z nami na szlaki.
Grażyna Saj-Klocek