Całkiem niedawno pisałem, że cóż to za zima, ta tegoroczna. Śniegu co prawda dosypało sporo, ale mrozy coś jakby nie te, jak niegdysiejsze. W minionym tygodniu termometr za redakcyjnym oknem wskazywał raptem minus 4 oC, a już narzekałem wychodząc na zewnątrz, że mróz szczypie w nos i uszy. A gdyby to tak porównać do temperatury - 30oC, jaka utrzymywała się przez kilka dni zimą 1978 roku?
No i jakbym wykrakał - z czwartku na piątek (19/20 stycznia) słupek rtęci (na Kamionku) spadł do - 26oC w nocy. W dzień, 20 stycznia, trochę zelżało, ale jak zapowiadają meteorolodzy w sobotę i niedzielę (21 i 22) znowu ma być - 20oC, a jeszcze zimniej nocami!
Brrr, toż to ziąb prawdziwy!
W związku z tym zimnem, mróz na dobre skuł tafle obu miejskich jezior, więc wiele osób chodzi sobie na skróty. Od plaży miejskiej w głąb jeziora wiedzie szeroki trakt pieszy wydeptany ludzką stopą. Można nim iść na Bartną Stronę albo jeszcze dalej do Kamionka. Lód ma od około 20 do 30 cm grubości - "Kurek" to sprawdził osobiście, dokonując oględzin jednego z przerębli. Pod nogami tak gruba pokrywa pęknąć nie powinna, no ale skoro są przeręble, ktoś nieuważny może do nich wpaść, co przy tak niskich temperaturach wróży finał nad wyraz tragiczny.
Tu ciekawostka, bo choć nocami temperatura spada poniżej 20oC, nie wszystkie wody w okolicach Szczytna zamarzły. "Kurek", wybrawszy się w najsroższy mróz nad strugę, odkrył tam takie widoki - fot. 1.
NIESPODZIEWANY OBRÓT SPRAWY
Miejscowi, zawodowi strażacy ćwiczą rozmaite sposoby ratowania człowieka z lodowej kipieli, ot tak, na wszelki wypadek. Wybrawszy się pewnego dnia na "lodowe manewry", sami nie przypuszczali, że mogą one przybrać dość niespodziewany obrót, że zamiast ratować człowieka będą ratowali... łabędzia.
Dość daleko od brzegu zauważyli wielkiego ptaka, który spoczywał na zmrożonej tafli.
Mróz, jezioro skute lodem, więc szanse - jak się wydawało - na przeżycie ma minimalne. Postanowili zatem złapać ptaka i odtransportować do miejscowego schroniska "Cztery łapy", gdzie już zaczęto szykować mu kwaterę, wyściełaną siankiem. Ba, ale akcja się przedłużała, trwając kilka dni, gdyż ptak choć osłabiony, gdy tylko strażacy się doń zbliżali, wzbijał się w powietrze, przelatując z dużego jeziora na małe i odwrotnie.
Łabędź był szybszy od naszych chłopaków - śmiał się po akcji st. kpt. Jacek Matejko z KP PSP.
W końcu sposób się znalazł. Z dystansu zarzucono na łabędzia siatkę i tym sposobem zdołano go pojmać. W chwilę później już był w schronisku - fot. 2.
Na drugi dzień po odstawieniu łabędzia do schroniska, "Kurek" otrzymał wiadomość, że ptaka wypuszczono.
- No jak to tak - zdenerwowałem się nie na żarty. Ktoś zadaje sobie trud ratowania, a potem wszystko to idzie na marne? I już popędziłem do schroniska, aby dowiedzieć się, czy to prawda.
Tam dzieci gromada, bo odbywają one, mimo dwudziestostopniowego mrozu, lekcję przyrody na wolnym powietrzu - fot. 3.
Tylko przyklasnąć, ale łabędzia, niestety, nie ma.
Monika Szwejkowska opiekującą się wszystkimi dużymi i małymi zwierzakami tłumaczy, iż początkowo planowano wysłać ptaka do Mikołajek, ale tamtejsi specjaliści powiedzieli jej, że nie ma takiej konieczności, jeśli łabędź jest tylko osłabiony, a nie chory. Gdy zdrów, wówczas wystarczy odstawić go gdzieś na niezamarznięte wody i tam już da sobie radę doskonale.
Tak też się stało. Łabędź trafił nad strugę, gdzie akurat koczowała parka jego pobratymców.
- Po krótkich swarach - jak dodaje Monika Szwejkowska - ptaki zaakceptowały go i w ten sposób dołączył do ich towarzystwa.
ZASKAKUJĄCE INFORMACJE
Miejscowi miłośnicy przyrody podkreślają, iż zgubne jest dla łabędzi dokarmianie, gdyż mając pożywienia pod dostatkiem, nie odlatują, a gdy nadejdą tęgie mrozy wówczas jest bieda, tak jak w opisywanym wyżej przypadku.
- No tak - zastanawiałem się - ale jak to jest naprawdę z tym odlatywaniem i dokąd niby miałyby się one udawać zimową porą - do ciepłych krajów?
Gdy usiłowałem dociec prawdy i zapoznałem się z informacją Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków oraz Polskiej Grupy Badania Łabędzi (działającej pod auspicjami PAN-u) dowiedziałem się rzeczy zgoła zaskakujących - informacja dostępna jest na internetowych stronach, m. in.: www. salamandra.org.pl. I ani nie przypuszczałem, że ta nowo nabyta wiedza może postawić pod znakiem zapytania sens ratowania łabędzi zimową porą, ale po kolei...
Łabędzie nieme, czyli te, które spotykamy na wodach, a ostatnio lodach naszych miejskich jezior są istotnie ptakami wędrownymi. Nie odlatują jednak do ciepłych krajów, tylko przemieszczają się z miejsca na miejsce, wybierając korzystniejsze warunki - niezamarznięte, zasobniejsze w pokarm wody. W ostatnich latach coraz więcej łabędzi zimuje po prostu w miastach i ich okolicach, co naukowo określane jest jako synantropizacja (przystosowanie do życia w pobliżu siedzib ludzkich), bo przynosi im to rozliczne korzyści, m.in. dokarmianie.
Jeszcze pięćdziesiąt lat temu był to ptak gniazdujący w Polsce bardzo rzadko, a w wielu rejonach nie występował zupełnie i był niezwykle płochliwy - nie zbliżał się w ogóle do ludzi.
Teraz zaś coś, na co warto zwrócić szczególną uwagę:
często różne osoby w dobrej wierze alarmują ornitologów, straż miejską, policję albo straż pożarną o przypadkach przymarznięcia łabędzi do tafli lodu pokrywającej jakiś zbiornik. W czasie dokonywanych interwencji (zazwyczaj prowadzonych w niebezpiecznych warunkach) z reguły okazuje się, że łabędzie siedzą po prostu na lodzie. Nie ruszają się wtedy, bo oszczędzają potrzebną im energię (np.: do lotu w inne miejsce). Łabędź potrafi przesiedzieć w ten sposób wiele dni bez uszczerbku na zdrowiu i jakakolwiek pomoc nie jest mu wcale potrzebna.
MYSZOŁÓW W PŁASZCZU
Teraz inna akcja, choć też ratowania ptaka. Oto dobry tydzień temu jeden z naszych czytelników, spacerując nad małym jeziorem, zauważył na tyłach domu stojącego przy ul. Sienkiewicza 4 wielkiego, dzikiego ptaka. Jego zachowanie wskazywało na to, że nie jest w najlepszej kondycji fizycznej - był jakiś taki osowiały.
Pan Zbigniew, który go znalazł, myślał początkowo, że to ranny orzeł. Nie zwlekając udał się po pomoc do redakcji.
Wiadomość wydała się nam tak niewiarygodna, że nim powiadomiliśmy miejską straż, postanowiliśmy sprawdzić, jak faktycznie sprawy się mają.
I rzeczywiście... olbrzymi ptak przeszło półmetrowej długości siedział wciśnięty między resztki porzuconej kozetki, a mur budynku - fot. 4.
Na mój widok próbował wznieść się w powietrze, ale w trakcie rozbiegu przewracał się na dziób, mając kłopoty z utrzymaniem równowagi, po czym znowu wcisnął się w kąt między ścianami. Dokładniejsze przypatrywanie się ptakowi, choć z bezpiecznego dystansu, skłoniło mnie do stwierdzenia, że nie jest to jednak orzeł, a bardziej pospolity myszołów. Kiedy przyjechała Straż Miejska i przystąpiła do łapania zwierzaka okazało się, że nie jest to takie łatwe, bo ten bronił się ostrymi jak brzytwa pazurami i nie mniej ostrym dziobem.
Cóż było robić - po krótkiej naradzie strażnicy doszli do wniosku, iż najlepszy do tego celu będzie... mój płaszcz. Udało się im zarzucić go na ptaka i bezpiecznie opatulonego wywieźć do lecznicy Jarosława Tołoczki. Weterynarz, stwierdziwszy ogólne osłabienie myszołowa (z powodu wyziębienia i głodu), "przepakował" go do dużego kartonu z wentylacyjnymi dziurkami, by mógł odbyć podróż do Kadzidłowa nad Krutynią. W tamtejszym parku dzikich zwierząt ptakiem zaopiekują się specjaliści od dzikiej, nieoswojonej fauny.
NIESPOTYKANY TOWAR
Przechadzając się w owe mrozy po mieście zauważyłem w jednym ze sklepów za wystawową szybą dość intrygujący towar - fot. 5.
Tak, tak, nie mylicie się szanowni Czytelnicy - to kościotrup.
Zaintrygowany wszedłem do środka, aby spytać, czy prawdziwy to szkielet i ile kosztuje.
Okazało się, że jest to atrapa, wykonana z plastiku.
- Na "Allegro" - jak zapewnił mnie sprzedawca - kosztuje 1500 zł, a tu okazja, za połowę tej ceny, a właściwie jeszcze mniej, bo za 700 zł.
No tak, ale kto to kupi i do czego - może przydałby się studentom medycyny?
Okazuje się, że dla potrzeb naukowych kościotrup nie bardzo się nadaje, gdyż nie jest wykonany aż tak szczegółowo (brakuje mu niektórych pomniejszych kostek), ale do szkół podstawowych i średnich jako pomoc dydaktyczna jest idealny.
2006.01.25