Kolejny raz szczytnianie spotkali się pod ratuszową wieżą, aby pożegnać stary odchodzący rok, a powitać nowy. Dzieje się tak od lat, choć nikt z miejskich władz na takie spotkanie nie zaprasza.
Mimo braku oficjalnego gestu ze strony włodarzy Szczytna, zwolennicy spędzania przełomu roku na powietrzu nie odchodzą spod ratusza z kwitkiem. Zawsze bowiem znad wieży tryskają efektowne race, właściwie nie wiedzieć przez kogo wystrzeliwane.
Tak było i w tym 2010 roku, kiedy to kilka sekund po północy, jeśli wierzyć dokładności
ratuszowych zegarów, w niebo trysnęły różnokolorowe rakiety. Fajerwerki mogły się podobać, trwały dość długo, bo około kwadransa, momentami zalewając plac Juranda istnymi potokami zielonego i złocistego światła.
Jak nakazuje tradycja, zaraz po północy poszły w ruch butelki szampana, wpadano sobie wzajem w objęcia, życząc wszystkiego najlepszego i szkoda, że dzieje się tak tylko podczas tej jedynej nocy w roku.
Po tym nieoficjalnie-oficjalanym pokazie sztucznych ogni, jeszcze długo swój indywidualny arsenał pirotechnicznych środków uruchamiali ci, którzy nie byli syci ognistych, wizualnych wrażeń. Ale efekty ich wysiłków nie były już tak wspaniałe, więc ten i ów oraz owa, powoli rozchodzili się do domów lub wracali na bale, prywatki i inne sylwestrowe biesiady.
M.J.Plitt/ fot. M.J.Plitt