W niedzielę 10 lipca 2016 r. zajechałam na Plac Juranda ustrojona w białe spodenki i czerwoną „Kurkową” koszulkę z logo gazety oraz „Kręciołów”. Odświętnym strojem wzbudziłam sensację. Zaczęto dociekać i żartobliwie pytać czemu ubrałam się „jak stróż w Boże Ciało?”.
Musiałam tłumaczyć, że 9 lipca, czyli w sobotę „Kręcioły” miały 16-te urodziny i właśnie dziś będziemy świętować, stąd stosowny strój. Natychmiast wszystkim się przypomniało, że rok temu szumnie obchodziliśmy 15-te urodziny, tym razem zanosiło się na skromny jubileusz. Tak jakoś mało nas się zjechało, w sumie siedem osób. Zwlekaliśmy z wyruszeniem sądząc, że jeszcze ktoś zasili peleton. Niestety nikt nie dojechał, a my ustaliliśmy, że zrobimy trasę Szczytno – Lipnik – Małdaniec – Piecuchy – Wały – Rudka – Szczytno. To taka fajna pętelka radości jedzie się i szosą, i lasem. Plan trasy wszystkim przypadł do gustu więc ruszyliśmy. Nad bezpieczeństwem kobiecego, sześcioosobowego peletonu czuwał kolega Jurek, bowiem on, jak na dżentelmena przystało zabezpieczał tyły. Obecność kolegi uświadomiła mi, że liczebność peletonu w dniu, gdy świętujemy 16-te urodziny jest bardzo wymowna, bo on jest jedynką, a my szóstką, czyli symbolicznymi świeczkami na urodzinowym torcie. Postanowiłam utrwalić ten niebywały układ na zdjęciu, ale potrzebowaliśmy kogoś, kto nas sfotografuje. W lesie spotkaliśmy smakoszy jagód i ich poprosiliśmy o wykonanie fotki. Ustawiliśmy się tak, że grupa babeczek w pewnej odległości stanęła od kolegi rowerzysty ukazując rozdzielczość jedynki od szóstki.
Niczym w kalamburach zobrazowaliśmy urodzinową liczbę. Przygodnemu wykonawcy zdjęcia tłumaczyliśmy, że mamy 16-te urodziny a jeden i sześć ma to symbolizować. Nie rozumiał czemu jeden plus sześć to szesnaście, ale zdjęcie zrobił a my świetnie się bawiliśmy. Wycieczka była urocza i spokojna, las częstował jagodami, przydrożne rowy ofiarowywały kwiaty. Łany zbóż nam się kłaniały, ptaki śpiewały. Cała przyroda, łącznie ze słoneczkiem brała udział w kręciołowych urodzinach. W Wałach postanowiliśmy zboczyć z obranej trasy i zajechać do Gospodarstwa Agroturystycznego „Kamez”. A tam przemiła gospodyni powitała nas olbrzymim bukietem urodzinowych kwiatów i osobiście popstrykała fotki. Na nich wyraźnie widać, że jest sześć dzieweczek i jeden chłopeczek. Po sesji zdjęciowej rozsiadłyśmy się wygodnie i oddałyśmy błogiemu lenistwu. Kolega Jureczek widząc, że u babeczek zanosi się na dłuższy popas szybko wykręcił się od gawędzenia o wnukach, od podziwiania bażantów, głaskania kotków, piesków, króliczka... oznajmiając, że jedzie do Lipowca. My zostałyśmy, bo faktycznie u Eli, którą znamy chyba od zawsze, czujemy się fantastycznie. Przemiła gospodyni swoim zwyczajem chciała przydzielić każdej z nas zadanie, by wspólnym wysiłkiem powstał posiłek. Tym razem wykręciłyśmy się od tego i koło nosa przeszły nam placuszki z jabłkami, pierogi z jagodami, czy jajecznica na kurkach, czemu... Nie chciałyśmy, w piękny urodzinowy dzionek zostać zapędzone do kuchni, na każdą z nas obiad czekał w domu. Pożegnałyśmy przemiłe i zawsze gościnne miejsce i kontynuowałyśmy powrót do domu. Sześć szczęśliwych kobiet, zespolonych z naturą, dotykających wszechobecnej przyrody, rejestrujących każdym zmysłem piękno i zapach tego bezcennego, a jakże drogiego mazurskiego krajobrazu. Wszystko pięknie, fajnie a jednak brakowało mi jeszcze wisienki na torcie, co ja piszę wisienki, brakowało mi TORTU.
Nagle doznałam olśnienia, niedawno jadłam przepyszną pizzę i ona może być fantastycznym, kręciołowym tortem. Zatrzymałam rowerzystki i oznajmiłam: „Jedziemy do Grubego Benka na pizzę, ona będzie naszym tortem”. Wszystkie zakrzyknęły „hura Gruby Benek pyszne pizze ma!”. Koło Lidla zajechałyśmy do Pizzerni. Pod parasolami zajęłyśmy miejsca a ja, jako pomysłodawczyni wzięłam na siebie obowiązek wybrania odpowiedniego przysmaku. Gdy spojrzałam na rozbawione i roześmiane koleżanki (jakby były na wczasach), wybór padł na pizzę o adekwatnej nazwie „Benek na wczasach”. Zamawiając posłużyłam się starym jak świat zdaniem z dowcipu o blondynkach i poprosiłam, by pizzę pokrojono na sześć kawałków, bo dwunastu nie zjemy. Gdy na naszym stole wylądowała prawdziwie królewska Mega pizza na jej środku ustawiłyśmy zapałkę i podpalając cieszyłyśmy jak dzieci z urodzinowego tortu. Przemiła kelnerka z radością włączyła się do zabawy i pstryknęła fotki. Zajadając pyszny, urodzinowy tort z sympatią myślałyśmy o wszystkich cyklistach i żałowałyśmy, że pozostałych rowerzystów nie ma z nami. Tak sześć „Kręciołeczek”, które porzucił Jureczek świętowało i „Grubego Benka” za przepyszny „tort” wychwalało. Cóż... jako „Kręciołowa” matka obiecuję, że będzie dokładka.
Grażyna Saj-Klocek