Aż sześć lat czekał na swojego pogromcę w Pucharze Polski Jacek Szewczak. Niestety, doczekał się. W zawodach w Bielsku-Białej szczytnianin zajął drugie miejsce. W finale musiał uznać wyższość Arnolda Ratajskiego. Musiał, choć zdaniem szczytnianina swoją walkę wygrał...
Szewczak rozpoczął zawody planowo, od dwóch wygranych przed czasem. Do końca starć nie dotrwali Andrzej Borowiec z Sosnowca i Paweł Jakubczyk z Rzeszowa. Walka finałowa zaczęła się jednak dla Szewczaka źle. Po dwóch minutach było 10:2 dla przeciwnika. Wtedy nastąpił mocny atak szczytnianina, który wykonał uderzenie, rzut i trzymanie punktowane jako ippon. Sędziowie maty ogłosili zwycięstwo Szewczaka, lecz po chwili... odwołali decyzję. Ostatecznie, po konsultacjach, ogłosili wynik 10:8 dla Ratajskiego. - Wiedziałem, że w końcu musi dojść do porażki w Polsce, ale nie spodziewałem się tego tak szybko i że to nastąpi w tak
głupi sposób. Pomimo zwycięstwa walkę przegrałem przez pomyłkę
sędziów – mówi rozeźlony szczytnianin. - Zawszę narzekałem na ich pracę, ale tym razem przeszli samych siebie.
(orz)