To już nie pierwszy niepokojący sygnał dotyczący funkcjonowania szczycieńskiego szpitala. Urszula Rzepecka ze Szczytna trafiła tu ze skierowaniem od lekarza z atakiem kolki nerkowej. Na izbie przyjęć czekała blisko godzinę, ale przez ten czas nikt się nią nie zajął. W końcu, zwijając się z bólu, zabrała skierowanie i poszła szukać pomocy w prywatnym gabinecie.
BÓL NIE DO ZNIESIENIA
Urszula Rzepecka ze Szczytna jest opiekunką środowiskową, więc często styka się z ludźmi chorymi i cierpiącymi. Nie spodziewała się, że kiedy sama będzie potrzebowała pomocy, spotka się z obojętnością i znieczulicą. To, czego doświadczyła w ubiegłym tygodniu, do tej pory wspomina ze zgrozą. Wszystko zaczęło się w poniedziałek 19 marca wieczorem. Wtedy pani Urszula dostała ataku kolki nerkowej. Na chorobę tę cierpi już od dłuższego czasu. Po raz pierwszy dała ona o sobie znać, gdy kobieta była w ciąży.
– Wtedy leczyłam się prywatnie u ginekologa, który za każdym razem kiedy pojawiał się ból wzywał do mnie karetkę – opowiada. Gdy w poniedziałkowy wieczór dostała ataku kolki, pojechała do przychodni Vita-Med. Tam lekarz zaaplikował jej zastrzyk przeciwbólowy. Dwa dodatkowe dał do zrobienia w domu na wypadek, gdyby atak nie ustąpił. Rano kobieta obudziła się z potwornym bólem. Gdy zastrzyki, które sama sobie zrobiła nie pomogły, ojciec ponownie zawiózł ją do przychodni.
– Doktor Topolski, który akurat przyjmował, jak tylko mnie zobaczył, natychmiast wypisał skierowanie do szpitala – relacjonuje pani Urszula.
DAREMNE OCZEKIWANIE
Kobieta trafiła na izbę przyjęć, jednak reakcja personelu ją zaszokowała. Początkowo nikt nawet nie zwrócił na nią uwagi.
– Stanęłam przy okienku i powiedziałem paniom, że mam skierowanie. Wtedy jedna z nich zdziwiła się, że nie dali mi zastrzyku w przychodni – wspomina. W końcu pielęgniarka odebrała od niej skierowanie i kazała usiąść na krzesełku w izbie przyjęć. Upływały kolejne minuty, a cierpiąca z bólu pacjentka nie mogła doczekać się żadnej pomocy. W końcu po raz drugi podeszła do okienka. Wtedy usłyszała, że lekarz zajmie się nią po rannym obchodzie i zdecyduje, czy znajdzie się dla niej jakieś wolne łóżko. Ból jednak się wzmagał. Wreszcie, po blisko godzinie, nie doczekawszy się żadnej ulgi w cierpieniu, postanowiła ratunku szukać gdzie indziej. Odebrała skierowanie i udała się do prywatnego gabinetu doktor Joanny Pawłowicz – Radosz.
– Pani doktor jak tylko zobaczyła, w jakim jestem stanie, wpuściła mnie bez kolejki i zrobiła zastrzyk – mówi kobieta. Po dwóch godzinach ból ustąpił.
Chociaż od zdarzenia minęło już kilka dni, pani Urszula nie może się pogodzić z tym, co ją spotkało w szpitalu.
– Jestem cierpliwa, bo wiem, jak trudna sytuacja panuje w służbie zdrowia. Nie rozumiem jednak, dlaczego muszę szukać pomocy w prywatnym gabinecie, kiedy płacę składki zdrowotne i ZUS. Jej zdaniem to, co spotkało ją w szczycieńskim szpitalu, to przykład znieczulicy. – Tam bardzo źle się dzieje – uważa kobieta.
O ustosunkowanie się do uwag pacjentki poprosiliśmy p.o. dyrektora szpitala w Szczytnie Marka Michniewicza. Dyrektor poinformował nas, że do szpitala nie trafiła żadna skarga dotycząca opisywanej przez nas sytuacji. Wszystkie skargi są bardzo wnikliwie sprawdzane, jeżeli wina leży po stronie pracowników żądamy wyjaśnień i wyciągamy konsekwencje, jeżeli skarga wynika z innych przyczyn staramy się je poznać i wyeliminować - czytamy w nadesłanej nam odpowiedzi.
Ewa Kułakowska
Doktor Joanna Pawłowicz – Radosz:
- Kolka nerkowa powoduje potworny ból, gorszy niż w trakcie porodu. Chory podczas takiego ataku dosłownie chodzi po ścianach. To, czy pacjent wymaga hospitalizacji zależy oczywiście od jego stanu. Zdarza się, że ból nie ustępuje po lekach rozkurczowych, czasem występują różne powikłania. Szpital dysponuje szerszym wachlarzem leków niż gabinety ambulatoryjne. W tym przypadku na pewno szybciej poszłoby leczenie, bo pani Urszula była bardzo cierpiąca.