TAJEMNICZE OBIEKTY
Znany obieżyświat i rowerowy podróżnik Zdzisław Halamus ostatnio coś jakby osiadł na stałe i nie wychyla nosa dalej niż poza Lipową Górę Wschodnią. Zamiast dosiąść roweru i popędzić ku nieodkrytym jeszcze zakątkom tego świata, uprawia wycieczki piesze. Cóż, kolejne eskapady są na razie w planach, a obecnie, aby mieć pamiątki ze swych przyszłych wojaży Zdzisław kupił sobie aparat cyfrowy. No i z tą cudowną maszynką wybrał się na tzw. Kacze Doły (dziki teren w pobliżu SP nr 6), aby porobić próbne fotki.
- Jakie to proste. Cyk-pstryk! i zdjęcie gotowe, nie trzeba pędzić do zakładu fotograficznego, aby obejrzeć fotki - zachwycał się.
No tak, tyle że na małym monitorku widać nie za wiele, dlatego prawdziwego przeglądu można dokonać w domu na komputerze. Zdzisław zasiadł zatem przed monitorem i już myszką przewija kolejne zdjęcia, a wśród nich i takie, które wykonał w okolicy kotłowni, stojącej przy WSPol. Patrzy, a oczom nie wierzy - fot. 1.
Między masztem telefonii komórkowej, a kominem, co widać wyraźnie, przemyka jakiś latający obiekt (biały otok na fot. 1).
- Ani chybi to UFO! - wykrzyknął zdumiony, po czym podzielił się tym odkryciem z resztą rodzinki, a dzień później z „Kurkiem”.
PS.
Nie jest to pierwsza obserwacja dziwnego obiektu latającego nad kotłownią przy ul. Solidarności. Kilka lat temu (2002 r.) „Kurek” pisał o tym, jak to jeden z jej pracowników obserwował podobny obiekt, unoszący się jednak znacznie wyżej.
LUDOJAD W DOMOWYM DUŻYM
Już od pewnego czasu trwają prace remontowe przy jedynym (na razie) miejskim molo. W związku z tym dość szybko wyłania się jego nowy kształt, niemal identyczny z poprzednim. Zmienione zostaną jedynie wnętrza zadaszeń, które są już prawie gotowe.
- Zrezygnowaliśmy z umieszczenia tam stołów, bo młodzież wykorzystywała je do biesiad piwno-winnych, co kończyło się wiadomymi, opłakanymi skutkami - mówi „Kurkowi” Arek Leska z Miejskiego Ośrodka Sportu.
Kiedy chcemy dodać, że to dobrze, gdy młodym ukróci się picie niedozwolonych trunków, nagle naszym oczom i oczom brygady remontowej ukazuje się coś niesamowitego, co nagle wyłoniło się z toni - fot. 2.
Wypisz wymaluj rekin ludojad, przecież każdy rozpozna taki widok, kto choć raz oglądał „Szczęki”.
Szczęściem okazało się, że trójkąt wyglądający jak rekinia płetwa to... parasolka wydobyta z dna jeziora przez jednego ze strażaków, którzy akurat czyścili tego dnia nasz większy miejski akwen.
PS.
No i dobrze, że molo zostanie odremontowane, a w niedalekiej przyszłości cała okolica plażowa przemieniona w uroczy zakątek, byle woda była zdatna do letnich kąpieli. Na co bowiem komu miejska plaża, nawet najpiękniejsza, kiedy zejść do wód z niej nie można, bo zbyt dużo bakterii i sinic się w niej pluska.
PODAPTECZNY ŚCISK
- Pod Apteką Lwowską samochodziarze parkują tak ciasno i tak daleko wjeżdżają na chodnik, że nie da się nim przejść - skarżył się „Kurkowi” jeden z licznych petentów tej placówki, który przyszedł do niej pieszo.
„Kurek”, udawszy się na miejsce, stwierdził, że skarga jest w pełni zasadna - fot. 3.
Samochód stoi tu przy samochodzie, a ich maski prawie stykają się z murkiem okalającym podjazd dla inwalidów, tak, że istotnie przejść może tylko jedna osoba. Grupka musi już iść gęsiego, zaś pani lub pan z dziecięcym wózkiem w ogóle się nie przeciśnie. Nie ma innego wyjścia, jak zejść ryzykownie na jezdnię, między śmigające nią pojazdy.
Ba, są i też takie momenty, kiedy spojlery parkujących aut stykają się ze wzmiankowanym murkiem. Co więcej, ten i ów niezbyt ostrożnie parkując, nawet weń uderza, czego dowodem jest skraj rampy dla niepełnosprawnych - poszarpany i częściowo zdruzgotany przez samochodowe zderzaki - fot. 4.
Piętro wyżej, nad apteką mieszka pewien starszy pan. Mówi nam, że kilka razy zwracał uwagę samochodziarzom, że źle parkują, nie zostawiając miejsca dla pieszych, ale niestety, na ogół spotykał się z bardzo niegrzeczną reakcją.
- Raz nawet, jeden z moich adwersarzy, kiedy zwróciłem mu uwagę, że nie sposób przejść, bo źle zaparkował, już brał się do rękoczynów - dodał pan Michał. Gdyby nie interwencja innych przechodniów - nie wiadomo czym mogłoby się zakończyć.
NIECHCIANE TOPOLE PŁYTKIE KORZENIE
Wzdłuż ulicy Żeromskiego rośnie szpaler dorodnych topól. Oddzielają one teren starej targowicy od ciągu mało efektownych, pokrzywionych garaży, co w sumie nie wygląda źle, bo maskuje te ostatnie - fot. 5.
Jest jednak szkopuł. Topole są kruche, często opadają z nich większe lub mniejsze konary, a to już bywa niebezpieczne, o czym „Kurek” pisał nieraz. Ponadto, jak twierdzą mieszkańcy, część systemu korzeniowego rosnących tu drzew rozprzestrzenia się tuż pod powierzchnią ziemi i sięga do podłóg ich garaży, niszcząc je od spodu. Domagają się zatem od miejskich władz, aby te wycięły cały szpaler do cna.
Urząd Miejski nie bardzo chce się z tym zgodzić, twierdząc, że topole stanowią naturalną przegrodę oddzielającą garaże od ulicy i dalej targowicy, i to estetyczną, ergo nie ma powodu do ich usunięcia. Ponadto obawia się reakcji pozostałych mieszkańców budynków przyległych do garaży, a przypisanych ulicy Polskiej.
- Cóż za gwałt i rwetes podniósłby się po tym, gdybyśmy usunęli wszystkie topole. Zaraz posądzono by nas o barbarzyństwo i nienawiść do przyrody - mówi „Kurkowi” Ryszard Jerosz z UM.
ODWOŁANIE
Takie nieprzejednane stanowisko władz skłoniło użytkowników garaży, w tym pana Kazimierza Waciakowskiego do złożenia odwołania do Samorządowego Kolegium Odwoławczego przy sejmiku wojewódzkim.
Co ciekawe, orzekło ono, że władne wydania decyzji o wycince lub jej zaniechaniu jest tylko i wyłącznie starostwo powiatowe, gdyż Urząd Miejski ma swoje udziały w przygarażowych działkach obejmujących sporny teren.
- Jako taki, sam sobie decyzji wydawać nie może - brzmiała konkluzja.
Sprawa jest obecnie w toku, ale jak się dowiadujemy, Urząd Miejski, aby wyjaśnić wszelkie wątpliwości, zlecił wykonanie specjalistycznej ekspertyzy dendrologiczno-budowlanej, która ma ustalić, czy rzeczywiście topole zagrażają garażom i czy wobec tego trzeba je usunąć.
Będzie ona w zasadzie wiążąca przy wydaniu decyzji przez starostwo powiatowe.
Warto też zwrócić uwagę, że Urząd Miejski poszedł jeszcze dalej i zabezpieczył się już na ewentualność przyszłej wycinki.
- W miejsce usuniętych topól, jeśli zajdzie taka konieczność, posadzimy nie nowe malutkie sadzonki, a dojrzałe już sztuki. W grę wchodziłyby około 10-letnie lipy - informuje nas Albert Kiliman z UM.
W dzisiejszej dobie istnieje bowiem taka możliwość - zakup w pełni dojrzałych drzew, które na pewno przyjmą się na nowym miejscu.
KOKIETERIA
Jeździ po Szczytnie ciemnoczerwony samochodzik znanej marki VW, zwany popularnie garbusem. Jest to najsłynniejszy samochód świata, wyprodukowany w 22 milonach egzemplarzy! Szczycieński wóz prezentuje się nadzwyczaj pięknie i wygląda od strony maski, albo jak kto woli buźki tak - fot. 6.