Przez kilka dni gościł w Szczytnie Werner Koepke, mieszkaniec Niemiec, któremu niedawno Rada Miejska przyznała tytuł honorowego obywatela miasta. W rozmowie z „Kurkiem” podzielił się swoimi wrażeniami z długoletnich wojaży na Mazury, które ukochał w sposób szczególny.
* Wszystko zaczęło się około 20 lat temu. W mojej miejscowości Leiferde mieszkała dr Kühne, lekarka pochodząca z okolic Szczytna, która w 1945 r. musiała uciekać do Niemiec. To z jej inicjatywy nasz Czerwony Krzyż, do którego należę, nawiązał współpracę ze swoim odpowiednikiem w Szczytnie. W 1993 r. przyjechałem tu pierwszy raz z darami dla domu dziecka i szpitala. I tak się zaczęło. Od tego czasu przyjeżdżałem do Szczytna już 77 razy. Jak policzyłem, pokonałem tyle kilometrów, że mógłbym objechać trzy razy kulę ziemską.
* W przeciągu tych lat sytuacja gospodarcza Polski znacznie się poprawiła, ale ludzie nadal potrzebują pomocy. Kontynuujemy więc naszą akcję, przyjeżdżając z darami do PCK, domu dziecka, a także „Lazarusa”, stowarzyszenia Pro Publico Bono. Nasza pomoc trafia do osób nie tylko ze Szczytna, ale i z całego powiatu. Ostatnio również do Polaków na Litwie.
* Zazwyczaj zabieram ze sobą sprzęt medyczny - wózki, kule, artykuły gospodarstwa domowego, rowery, zabawki, a także instrumenty muzyczne np. organy, które trafiły do jednego z kościołów. Wszystko to za każdym razem ładuję na przyczepkę, która ma ładowność 1,3 t. Przypuszczam, że łącznie przywiozłem do Szczytna ok. 70-80 ton darów.
* Mam zawód ubezpieczyciela. W 1980 roku zostałem pracownikiem firmy Allianz, a po czterech latach założyłem samodzielną firmę. Mam swoje biuro w domu w Leiferde i dwóch współpracowników. W moich podróżach towarzyszy mi czasami małżonka Isolde. Skład rodziny uzupełnia jeszcze nasza 18-letnia córka Ronja i syn Jan, poruszający się na wózku inwalidzkim.
* Przywożę dary nie dla zaszczytów, ale z potrzeby serca. I będę tak czynił, dopóki mi sił starczy. Jednak tytuł Honorowego Obywatela Szczytna jest dla mnie wielkim wyróżnieniem, chyba jeszcze bardziej znaczącym niż przyznana mi kilka lat temu statuetka Juranda.
* Bardzo uważnie śledzę to, co dzieje się w Szczytnie dzięki internetowemu wydaniu „Kurka Mazurskiego”. Z uwagą czytałem ostatnio o debacie jaka towarzyszyła propozycjom nadania tytułów honorowego obywatelstwa miasta.
* To prawda, że podczas pobytów w Polsce skradziono mi w samochód, a do drugiego się włamano, ale w Niemczech podobnych przypadków jest więcej. To nie jest problem, który powstrzymuje Niemców przed przyjazdem tutaj. Na pewno chętniej odwiedzaliby oni Mazury, gdyby była lepsza ich promocja. No i przydałoby się lotnisko. Kwestia dojazdu jest bardzo ważna. Z Hannoveru leciałbym tu 3 godziny, zamiast 12-godzinnej jazdy. To nie jest zachęcające dla turystów. Warto by było pomyśleć również o bardziej rozbudowanej dla nich ofercie. Atutem są małe ośrodki, a nie wielkie molochy jak w Hiszpanii czy Włoszech. Więcej powinno być kampingów i miejsc parkingowych. Przyczepy kampingowe są bardzo popularne w Niemczech, ale tu nie ma dla nich zbyt wiele przygotowanych miejsc. Cieszy mnie, że z roku na rok poprawia się stan polskich dróg.
* Za 5 lat, jeśli wszystko będzie się dobrze wiodło, planuję przejść na emeryturę. Wówczas będę chciał „uwić tu sobie jakieś gniazdko” i od czerwca do września pomieszkiwać na Mazurach. Bardzo bym się cieszył, gdyby do tego czasu uruchomiono już lotnisko. Do samolotu zmieściłoby się więcej towaru niż na przyczepkę.
wysłuchał: Andrzej Olszewski, tłumaczyła: Bogusława Łopatka