Złote gody są wielkim świętem nie tylko dla jubilatów i ich rodzin, ale też dla władz miasta. Z tej okazji co roku organizowana jest kameralna uroczystość z udziałem pracowników urzędu i zaproszonych gości.

To dopiero pół wieku

MEDALE OD PREZYDENTA

W tym roku 50-lecie pożycia małżeńskiego obchodziło czternaście par ze Szczytna, ale 8 lipca w Sali Ślubów USC stawiło się tylko dziesięć z nich: Jadwiga i Stanisław Badysiakowie, Jadwiga i Romuald Brumer, Alina i Zygmunt Domian, Leontyna i Wacław Kowalczykowie, Lucyna i Wodzisław Krzesińscy, Janina i Stanisław Lubartowscy, Henryka i Tadeusz Milewscy, Halina i Władysław Ochenkowscy, Halina i Bolesław Tańscy, Halina i Edward Wilczek.

Wszyscy uczestnicy ocierali łzy wzruszenia słuchając marsza Mendelssohna i odnawiając składaną przed pół wiekiem przysięgę. Wyrazem uznania za długi staż małżeński były medale przyznane "bohaterom" przez prezydenta RP, a przypięte ręką burmistrza Pawła Bielinowicza.

- Chciałbym podziękować państwu za wkład w tworzenie Szczytna, nie tylko ten materialny, ale przede wszystkim moralny. Jesteście państwo wzorem do naśladowania dla młodych Polaków zakładających rodziny - zwracał się burmistrz do przybyłych.

Po części oficjalnej wystrzeliły korki szampanów, po czym wzniesiono toast na cześć gości honorowych oraz zaśpiewano im gromkie "Sto lat".

OD MIŁOŚCI SIĘ ZACZYNA

Na pytanie, jak udało im się przetrwać pół wieku razem, małżonkowie udzielali podobnych odpowiedzi.

- Przecież to dopiero pięćdziesiąt lat! Jesteśmy ze sobą szczęśliwi, ciągle się sobą cieszymy i mamy zamiar robić to jeszcze przez długi czas - zapowiada z zapałem Wacław Kowalczyk, zerkając na swą połowicę, panią Leontynę. - Żeby stworzyć trwały związek potrzeba wiele tolerancji. Od miłości się zaczyna, a później dochodzi przywiązanie, obowiązki...

Z kolei państwo Domian źródło swojego szczęścia widzą w dzieciach, dzięki którym doczekali się dziesięciorga wnucząt i dwóch prawnuczek - bliźniaczek. Nie pochodzą ze Szczytna, ale to tu zaczęli pracować w tym samym zakładzie ogrodniczym i tak ich losy splotły się ze sobą i z miastem.

Na ogół rozmówcy jednogłośnie twierdzili, że w życiu idą ramię w ramię, wspólnie podejmują decyzje i prawie się nie kłócą. Tylko Jadwiga Badysiak, jako energiczna i silna kobieta przyznała się do całkowitej dominacji nad mężem.

- Zawsze żona rządzi w domu, chociażby dlatego, że ma więcej spraw na głowie, zmaga się z większą ilością problemów i troszczy się nie tylko o dzieci, ale i męża.

Dzieci i wnuczęta "złotych par" nie wypuszczały z rąk aparatów i kamer, chcąc uwiecznić ten wyjątkowy moment. Wiele osób, oprócz radości i dumy ogarnęła nostalgia, a z oczu popłynęły łzy.

- Moi rodzice to wspaniali ludzie, zawsze o mnie dbali. Dali mi bardzo, bardzo dużo. Wszystko - wyznała ze ściśniętym gardłem córka państwa Milewskich.

(cud)

2006.07.12