Jak podaje częstochowska „Gazeta.pl”, jej czytelnicy zaangażowali się ostatnio w akcję wyszukiwania głupich znaków drogowych. Palmę pierwszeństwa przyznali oznakowaniu jednej z tamtejszych mniejszych uliczek, przy której na dystansie ok. 100 m stoi aż 12 słupków, a na niektórych wiszą po dwie lub trzy tablice naraz. Coś podobnego, choć z Częstochowy do Szczytna daleko, można zaobserwować też i u nas. Bardzo krótką ul. Żwirki i Wigury również zdobi całe mnóstwo znaków i także na jednym słupku potrafi wisieć tu po kilka tarcz. Szczególnie osobliwy jest twór stojący przed skrzyżowaniem z ul. Odrodzenia. Rzecz jest ciekawa, bo pod żółtym trójkątem, znakiem ostrzegającym przed skrzyżowaniem z drogą mającą pierwszeństwo przejazdu, doczepiono dodatkową tabliczkę z wizerunkiem auta pakowanego na lawetę - fot. 1. Co miałoby to znaczyć - doprawdy nie wiadomo. Chyba nie to, że jak ktoś wymusi tutaj pierwszeństwo przejazdu to jego samochód zostanie zabrany za karę na lawetę i wywieziony w nieznane miejsce.
DUBLET
Z kolei na ul. Leyka, tuż przed kopiastym rondem na jednym słupku wiszą także dwie tarcze znaków drogowych, ale oznaczające praktycznie jedno i to samo - fot. 2.
Górna tarcza, czyli żółty kwadrat, jak każdy wie, mówi że droga, po której się poruszamy straciła pierwszeństwo przejazdu, zaś odwrócony trójkąt coś podobnego - ustąp pierwszeństwa. Po jakie licho postawiono zatem piętrowy znak przed rondem, gdy wystarczyłby tylko parter?
ZNAKOWY GĄSZCZ
Kawałek dalej, za dubeltowym dziwem tkwiącym przy ul. Leyka mamy następną atrakcję, wręcz całą różnokolorową kolekcję rozmaitych tarcz. Tutaj wisi znak obok znaku, a za nimi jeszcze kilka następnych - fot. 3.
W takim natłoku, czy też bardziej odpowiednim byłoby określenie galimatiasie znakowym trudno się zorientować o co w ogóle chodzi. Tym bardziej, że dodatkowy mętlik w głowie może sprawić widok białej tarczy z czerwonym otokiem zakazującej jazdy rowerem (nr 3 na fot. 3) wiszącej w sąsiedztwie niebieskiego znaku (nr 1 na fot. 3) oznaczającego coś przeciwnego - drogę dla rowerów. Gwoli prawdy dodajmy, że znak widoczny po lewej stronie fotografii zakazuje poruszania się rowerem skrajem asfaltowej jezdni, a ten po prawej pokazuje szlak rowerowy (i pieszy) na chodniku, ale...
Gdy zbyt wiele znaków stoi przed jakimś skrzyżowaniem czy rondem, kierowca może co prawda objąć wzrokiem całą taką gromadkę, ale nie jest już w stanie prawidłowo zinterpretować ich treści. Tak twierdzą spece od organizacji ruchu, dodając, że natłok w oznakowaniu dowodzi tylko jednego - rozwiązanie komunikacyjne staje się, niestety, nieczytelne i co więcej, zamiast pomagać w zorientowaniu się w sytuacji, gmatwa ją. Tym samym zwiększa się też ryzyko popełnienia błędu, a to w konsekwencji może doprowadzić do drogowej kolizji.
LEWOSTRONNY RUCH
Obserwując to, co dzieje się przy i na miejskich ulicach, można zauważyć nie tylko takie dziwy, które opisane zostały powyżej. Na takiej ulicy Leyka, i to nie od dzisiaj, odbywa się ruch... lewostronny.
Za dowód niechaj posłuży kolejne zdjęcie, na którym widać, że nawet samochód służby drogowej jedzie na opak - fot. 4.
Czyżby burmistrz miasta albo Rada Miejska wydała specjalny edykt, na mocy którego od takiego to a takiego dnia każdy uczestniczący w ruchu kołowym na ul. Leyka ma trzymać się, tak jak w Anglii, lewej strony? Nic podobnego, bo kiedy widoczne na zdjęciu samochody przemieszczą się zaledwie dwa, trzy metry dalej, wszystko się wyjaśni. Wystarczy spojrzeć na fot. 5.
Pojazdy nie mają innego wyjścia, bo prawy pas jezdni, po którym powinny się poruszać, zryty jest do imentu, czyli bagnistego obecnie podłoża.
- To, co się wyprawia na ul. Leyka, przechodzi ludzkie pojęcie - skarży się „Kurkowi” Stanisław Drężek, który przejeżdża tędy kilka razy dziennie. Nie może zrozumieć dlaczego późną jesienią zerwano asfalt z połowy jedni i to na całej długości - od ronda aż do skrzyżowania ze światłami. Zimą, gdy śnieg przykrył i wyrównał powstałe wówczas wykroty było jako tako, ale teraz, kiedy przyszła odwilż - zgroza. Kierowcy, choć jeżdżą tylko jedną stroną ulicy, w trakcie mijania muszą jednak zjechać na zerwaną część i nie dość, że nadwerężają wówczas zwieszenie pojazdu, to jeszcze ochlapują wodą lub błotem przechodniów idących chodnikiem. Taka sytuacja, zdaniem naszego rozmówcy, jest po prostu skandaliczna. Inni z kolei czytelnicy skarżą się na źle wykonany remont ul. Konopnickiej. Choć tam jeszcze w ubiegłym roku położono asfalt, to nie wyciągnięto w górę pokryw studzienek kanalizacyjnych i teraz tkwią one w dziurach, w które łatwo wpaść kołem samochodu.
WIOSENNA OFENSYWA
Jak wyjaśnia nam Bogdan Nowak, dyrektor Zarządu Dróg Powiatowych w Szczytnie, obie ulice, tj. ul. Konopnickiej oraz Leyka stanowią obecnie... plac budowy. Dlatego też nie ma się co dziwić odnośnie ich stanu technicznego. Już teraz prowadzone są prace na ul. Konopnickiej. Pierwsza faza robót polega na uregulowaniu poziomu osadzenia studzienek, co widać na fot. 6.
Co prawda przy jednej z nich, tak na nasze oko, kłębi się zbyt wielu pracowników, ale mniejsza o to, nie czepiajmy się szczegółów, bo może akurat w tamtej chwili tak było trzeba. Dość dodać, że studzienki obecnie wyciąga się w górę, bo niedługo na ul. Konopnickiej zostanie wylana druga, ostateczna warstwa asfaltu. Całość inwestycji, obejmującej obie ulice, ma być zakończona (według planu) do końca października tego roku. Generalnym wykonawcą jest Przedsiębiorstwo Drogowo-Mostowe w Piszu, podwykonawcą zaś - odnośnie sieci sanitarnej jest miejscowa firma. Stało się tak, jak mówi nam Bogdan Nowak, że firma z Pisza właściwie nie zerwała, a sfrezowała w ubiegłym roku jedną stronę nawierzchni ulicy Leyka, a po to m. in., aby położyć tam rury sanitarne. Roboty wykonano na odcinku od skrzyżowania ze światłami do wlotu ul. Lanca, a potem miał być zrobiony dalszy odcinek. Niestety, 15 grudnia przyszła ostra zima, co zatrzymało wszelkie działania. Ale już wkrótce, bo w przyszłym tygodniu, prace remontowe na ul. Leyka ruszą pełną parą - zapewnia Zarządu Dróg Powiatowych w Szczytnie.
- Mogliśmy, wzorem GDDKiA, zamknąć całą ulicę Leyka, tak jak zrobili to oni z ul. 1 Maja, ale woleliśmy uniknąć tako drastycznego rozwiązania. Ulica, choć ze zdartą nawierzchnią po jednej stronie, cały czas była i pozostaje przejezdna – przedstawił nam swój punkt widzenia Bogdan Nowak.
WIOSENKA I KOSZE
Każdy już upatruje tej upragnionej wiosny, ale ona jakoś tak niechętnie nadchodzi. Mieliśmy co prawda jej małą próbkę - bodaj dwa słoneczne dzionki o temperaturze nawet + 7oC, ale już za chwilę, w następne dni przyszła mała zadymka.
Potem znowu odwilż, później mróz i tak w kółko, słowem stało się zadość przysłowiu, że w marcu, jak w garncu. Właśnie w taką pogodę, w ubiegłą środę wybraliśmy się na Małą Biel, gdzie znowu grasowali wandale - fot. 7.
Tym razem nie nabroili aż tak mocno, bo jedynie powyciągali metalowe wkłady z koszy na śmieci. Warto jednak zauważyć, że popisując się swoją „sprawnością” tak bardzo się „starają”, że nawet są gotowi wpychać ręce między odpadki i inne smrody, a fuj!