Bardziej skomplikowany wniosek i lepsza, choć płatna pomoc w jego wypełnieniu - to czeka rolników starających się w tym roku o dopłaty bezpośrednie. Zainteresowani uważają, że nowe zasady przyznawania płatności to wyjście naprzeciw oczekiwaniom gospodarzy faktycznie zajmujących się produkcją żywności.
MAJĄ DWA MIESIĄCE
Przyjmowanie wniosków o dopłaty bezpośrednie za rok 2007 rozpoczęło się 17 marca i potrwa do połowy maja. Spóźnialscy mają czas do 9 czerwca, ale za każdy dzień zwłoki będzie potrącany 1 procent od należnej kwoty. W ubiegłym roku o płatności ubiegało się 3167 gospodarstw z terenu powiatu. Ogółem złożone wnioski o płatności obszarowe opiewały na prawie 15 mln złotych, natomiast uzupełniające - ponad 4,5 mln złotych. Najwięksi gospodarze otrzymali nawet po kilkaset tysięcy. Stawka za 1 hektar w przypadku jednolitej płatności obszarowej (JPO) wynosiła 301, 54 zł; płatności uzupełniających 294,91 zł i płatności zwierzęcych - 438,76 zł. W tym roku, zgodnie z obowiązującym harmonogramem stawki mają wzrosnąć o 5%. Ich dokładna wysokość będzie także uzależniona od kursu euro.
TRUDNIEJSZY WNIOSEK
Rolników czekają w tym roku duże zmiany. Wprawdzie katalog upraw objętych dopłatami zmienia się nieznacznie - oprócz dotychczasowych zawiera on również plantacje owoców miękkich i pomidorów, to większe modyfikacje dotyczą sposobu deklarowania działek rolnych. Do tej pory zainteresowani wpisywali we wniosku tylko powierzchnię gruntów objętych tzw. jednolitą płatność obszarową (JPO) albo płatnościami uzupełniającymi. O te ostatnie mogli ubiegać się m. in. hodowcy zwierząt, uprawiający rośliny przeznaczone na paszę. Tym razem obydwie wielkości trzeba wpisać jednocześnie. Czyni to wniosek bardziej skomplikowanym. Kierownik powiatowego oddziału Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa Leszek Mielczarek przyznaje, że wielu rolników ma problemy z jego prawidłowym wypełnieniem.
- Niektórzy z nich, ubiegając się o płatności uzupełniające nie wpisują w formularzu wielkości całkowitej powierzchni upraw objętych JPO. Jeśli ktoś tego nie zrobi, traci prawo do wszystkich dopłat - tłumaczy Mielczarek. Oprócz nowej formy wniosku, Ministerstwo Rolnictwa wprowadziło jeszcze jeden istotny wymóg: uzyskanie dopłaty do działki mającej kilku właścicieli wymaga przedłożenia oświadczenia, że wszyscy zgadzają się na uzyskanie przez wnioskodawcę płatności. Pewne udogodnienie stanowić może możliwość wliczania do ogólnej powierzchni upraw rowów (o powierzchni do 2 ha), oczek wodnych (do 100 m2) i miedz, które nie stanowią odrębnych działek i zajmują co najmniej 2 hektary. Rolnicy, którzy nie są w stanie samodzielnie wypełnić formularza, mogą skorzystać z pomocy Powiatowego Zespołu Doradztwa Rolniczego. Za to, w odróżnieniu do lat poprzednich, trzeba będzie jednak zapłacić. Najniższa stawka wynosi 40 złotych. Po raz pierwszy pracownicy PZDR ponoszą odpowiedzialność materialną za popełnione błędy.
- Coraz więcej rolników, zwłaszcza młodych wypełnia wnioski samodzielnie. Ale jeśli ktoś nie jest pewien, czy zrobi to dobrze, powinien pójść z tym do fachowców - radzi Leszek Mielczarek.
ZMIANY NA LEPSZE
Zdaniem rolników tegoroczne zasady naliczania dopłat zmierzają w dobrym kierunku. Jako najistotniejszą zmianę wskazują ściślejsze powiązanie areału z wielkością produkcji danego gospodarstwa. Dotychczasowe zasady dawały podobne możliwości tym, którzy produkowali płody rolne oraz osobom mającym często niewiele wspólnego z rolnictwem, a czerpiącym zyski z tytułu posiadania ziemi.
- Ten system jest korzystny przede wszystkm dla średnich gospodarstw i takich, które zajmują się hodowlą zwierząt. Ich właściciele dostaną dodatkowe pieniądze - uważa Tadeusz Piórkowski z Sasku Małego. Podobnego zdania jest Wiesław Kozłowski ze Świętajna, zajmujący się hodowlą bydła.
- To pozytywne zmiany. Czujemy się bardziej docenieni, bo to, że ktoś ma ziemię, nie znaczy wcale, że jest rolnikiem - mówi właściciel gospodarstwa w Świętajnie. Dodaje, że traktowanie producentów żywności na równi z osobami, które czerpią zysk choćby z tytułu dzierżawy gruntów to sytuacja nienaturalna.
- Każdy z nas ponosi koszty, stawia się przed nami wiele wymagań, chociażby weterynaryjnych. Pieniądze z dopłat to rekompensata za poniesione wydatki i element regulacji cen, dlatego nie należy ich traktować wyłącznie w kategorii zysku - tłumaczy Wiesław Kozłowski.
Wojciech Kułakowski/Fot. archiwum