Za dwutygodniowy pobyt w ośrodku wypoczynkowym

na Mazurach zapłacimy tyle samo, co wybierając się

za granicę. Wiele osób rezygnuje z wypoczynku w kraju, a ośrodki i pola biwakowe pustoszeją. Ich właściciele wycofują się z prowadzenia działalności turystycznej,

lub cierpliwie czekają na poprawę sytuacji. Inni próbują podnieść standardy, by utrzymać klientów.

Turyści opuszczają Mazury

PRZYCZYNY REGRESU

W okolicznych ośrodkach wypoczynkowych, w których niegdyś znalezienie wolnego miejsca było prawie niemożliwe dziś spotkać możemy zaledwie garstkę turystów. Główną przyczyną jest silna pozycja złotówki. Wypoczywający dotychczas w kraju mogą za tę samą cenę wybrać się do jednego z krajów Europy. Wyjazdów za granicę jest coraz więcej, a mazurskie ośrodki i pola namiotowe nie są już tak popularne.

Poseł Adam Krzyśków przyznaje, że polska turystyka przegrywa z promocyjną ofertą państw basenu Morza Śródziemnego, gdzie na dwutygodniowy pobyt wybrać się można nawet za 1500 zł.

- Ceny i koszty utrzymania ośrodków w powiecie znacznie wzrosły, więc nasza oferta staje się mniej konkurencyjna – zaznacza poseł.

Kolejnym problemem, przed jakim stoi mazurska turystyka są wysokie podatki.

- Z biegiem lat przyjezdnych jest coraz mniej, bo Mazury są bardzo drogie. Jesteśmy zmuszeni do podnoszenia cen, gdyż nie stać nas na opłacenie podatków. Zarabiamy tylko w sezonie, a gminy każą nam płacić za cały rok - narzeka Krystyna Domańska, właścicielka ośrodka wypoczynkowego „Kaletka”.

W przypadku pól biwakowych podatek odprowadzany jest jedynie za miesiące użytkowania. Mimo to dla wielu właścicieli jego wysokość przekracza możliwości finansowe.

- Podatki są za wysokie. Żeby interes się opłacił, moje pole namiotowe musiałoby być zapełnione ludźmi, a tak nie jest. Co rok odwiedza mnie ich coraz mniej – tłumaczy Roman Starczak, właściciel pola namiotowego nad Jeziorem Leleskim. W tym roku rezygnuje z działalności turystycznej.

Mimo uroku jeziora Babant Wielki w gminie Dźwierzuty, mniej turystów odwiedza też pole biwakowe Stanisława Okoniewskiego. Z liczby postawionych namiotów zadowolona jest natomiast Janina Głowacka, posiadająca teren nad jeziorem Narty. Tłumaczy, że sama czystość wody przyciąga do niej gości, nie musi o nich zabiegać reklamami czy dodatkowymi atrakcjami.

Do tej pory wielu ludzi przyjeżdżało w okolice Szczytna w poszukiwaniu ciszy. Niestety jest już o nią coraz trudniej. Matylda Marczak z Warszawy, która z rodziną spędza na Mazurach każdy sezon i weekend rok temu zrezygnowała z wypoczynku nad jeziorem Narty.

- Zraził nas brak kultury, z jakim się zetknęliśmy- tumaczy. - Nie można tam wypocząć w ciszy i spokoju, a tego właśnie szukamy. Znaleźliśmy to w Kobylosze.

Istotna dla napływu turystów jest promocja miejsc wypoczynkowych w biurach informacji turytycznej. W tej kwestii nasze miasto ma jeszcze wiele do zrobienia. Położenie głównego oddziału Lokalnej Organizacji Turystycznej w Szczytnie jest dość niefortunne. Mieści się on w Zespole Szkół nr 2 i oddalony jest od ulicy aż o 50 metrów. Dostać się do niego można jedynie pieszo. Kierowniczka LOT Wioletta Tworkowska uważa, że nie jest to duży problem. Zapewnia, że znajdujący się na placu Juranda punkt sezonowej informacji dobrze spełnia swoją rolę. Właściwy kierunek działania LOT-u argumentuje niezmiennie dużą, według niej, liczbą odwiedzin turystów. Innego zdania jest starosta szczycieński Jarosław Matłach:

- Przed ratuszem powinna mieścić się całoroczna informacja turystyczna. Miejsce przy ul. Polskiej jest dla turysty trudne do odnalezienia. W małej drewnianej budce na placu Juranda nie można jednak wytrzymać całą zimę.

Poseł Krzyśków także zwraca uwagę na niedogodne umiejscowienie informacji turystycznej:

- Miejsce mogłoby być lepsze. Biura o takim charakterze powinny być jak najbardziej widoczne i dostępne.

POZYTYWNE WYJĄTKI

Niektórzy właściciele ośrodków i pól wypoczynkowych cierpliwie czekają na poprawę sytuacji i ponowny napływ turystów. Są też tacy, dla których wysoki kurs złotówki nie jest dużą przeszkodą w prowadzeniu działalności turystycznej. By utrzymać przy sobie turystów, właściciel ośrodka wypoczynkowego „Łoś” w Kobylosze co rok inwestuje w nowe atrakcje. Liczba turystów jest niezmienna od dawna. W ostatnich latach „Łoś” wzbogacił się m.in. o restaurację, bar i kort tenisowy, cieszące się dużą popularnością.

- Nie robię nic dla własnej wygody, patrzę na wszystko okiem turysty i staram się spełnić jego oczekiwania – wyjaśnia Krzysztof Iwiński, zdradzając kolejną przyczynę popularności ośrodka. – Panujący tu klimat wypracowaliśmy wraz z przyjezdnymi przez wiele lat, dlatego nikt nie odważy się przeszkodzić w wypoczynku innym. Dzięki temu „Łoś” znany jest jako miejsce ciche i kojące nerwy.

Najnowsza inwestycja to pomost na plaży. W przyszłości na terenie ośrodka powstać ma całoroczny pensjonat, dodatkowe grunty zostały już zakupione.

Ośrodek w Kobylosze chwali będąca już na emeryturze Grażyna Zborowska z Warszawy, która od 8 lat spędza tu wraz z mężem cały sezon.

- Ośrodek każdego lata zaskakuje mnie ciągłymi zmianami i nietypowymi pomysłami. Jesteśmy z mężem bardzo zadowoleni z wszystkich spędzonych tu wakacji. Szukamy ciszy, a tu jest jej aż nadto – mówi. Na brak turystów nie narzeka też ośrodek „Rusałka” w Warchałach, czy znajdujący się w przy rezerwacie przyrody ośrodek „Kośno”.

JAKA RECEPTA?

Prawdopodobnie w przyszłym roku sytuacja się powtórzy. Co zrobić, by zatrzymać proces spadającej popularności mazurskich miejsc wypoczynkowych? Starosta Jarosław Matłach twierdzi, że szansą byłby duży hotel, zdolny zapewnić przyjezdnym dodatkowe atrakcje:

- Brak hotelu z prawdziwego zdarzenia jest dla powiatu bardzo uciążliwy. W tej kwestii jesteśmy z tyłu za sąsiednimi powiatami.

Zdaniem starosty duży potencjał na ożywienie turystyki w powiecie ma gmina Pasym:

- Ostatnio zwiedzałem Rudziska Pasymskie, gdzie niegdyś istniało tak wiele wspaniałych miejsc wypoczynkowych. Teraz wszystko niszczeje. Odświeżenie i zagospodarowanie znajdujących się tam terenów mogłoby przyciągnąć do nas wielu turystów.

Poseł Krzyśków sugeruje podobne rozwiązanie.

- Jedyna szansa dla szczycieńskiej turystyki to podniesienie standardów. Teraz ludzie nie pytają o samą toaletę, lecz o saunę czy kryty basen. Chcąc utrzymać działalność, właściciel obiektu musi spełnić oczekiwania turysty - mówi. Zwraca też uwagę na informację internetową:

- W obecnych czasach powinniśmy bardziej o nią zadbać. Ludzie prędzej zajrzą do sieci, niż odwiedzą punkt infomacyjny osobiście.

Politycy podkreślają też rolę lotniska w Szymanach. By turystyka w Szczytnie i okolicy mogła swobodnie się rozwijać, konieczna jest poprawa komunikacji. Lotnisko rozwiązałoby wiele problemów i ułatwiło starszym ludziom dotarcie na Mazury znacznie szybciej i w bardziej komfortowych warunkach. Na to trzeba będzie jednak jeszcze poczekać co najmniej kilka lat.

Radosław Grosfeld/Fot. R. Grosfeld