Hala widowiskowo-sportowa na ul. Lanca to najwyraźniej dość pechowy obiekt. Kilka miesięcy temu użytkownicy skarżyli się na łamach „Kurka” na wadliwie działające prysznice, a na początku roku na zalane szatnie. W ubiegłym tygodniu zdarzyła się kolejna awaria. Tym razem pękła rura z wodą, zalewając częściowo salę fitnessu.
Przypomnijmy. Na początku stycznia topniejący śnieg znajdujący się na dachu spowodował zalanie szatni w hali im. Huberta Wagnera. Kilka z nich przez jakiś czas zostało wyłączonych z użytku. Wcześniej użytkownicy skarżyli się na nieprawidłowo działające prysznice. Według ich relacji, raz leciała z nich zbyt gorąca, raz zimna woda, co sprawiało uczestnikom rozgrywek w hali niemały dyskomfort. Na dodatek latem, po obfitych opadach deszczu, do sali fitnessu po suficie lała się woda. Pech nie opuszcza jednak największego sportowego obiektu należącego do miasta i teraz. W minionym tygodniu pękła znajdująca się w ścianie rura z wodą, zalewając częściowo salę fitnessu. Mimo awarii nie została ona jednak wyłączona z użytku – pracownicy MOS-u odsunęli tylko znajdujące się najbliżej pękniętej rury urządzenia do ćwiczeń. Kierownik hali Arkadiusz Leska tłumaczy, że awaria została od razu zgłoszona, a szkody następnego dnia naprawione.
- Parę dni potrwa jeszcze suszenie wykładzin i to wszystko – mówi. Zapewnia też, że inne usterki także naprawiono. Według niego prysznice działają już bez problemów. - Zostały nam jeszcze do pomalowania zalane w styczniu szatnie – informuje kierownik hali. Zapytaliśmy go, dlaczego w stosunkowo nowym jeszcze obiekcie stale dochodzi do mniejszych lub większych awarii. Arkadiusz Leska, podobnie jak we wcześniejszej rozmowie z „Kurkiem” dyrektor MOS-u Krzysztof Mańkowski, nie widzi w tym niczego nadzwyczajnego.
- Hala ma już sześć lat i jest czynna praktycznie 24 godziny na dobę. To normalne, że czasem coś się zepsuje – uważa kierownik, zapewniając, że pracownicy starają się na bieżąco zgłaszać lub usuwać wszelkie awarie.
(ew)/fot. M.J.Plitt