Nowa, czwarta już w okolicy Jabłonki żwirownia rodziła się w bólach. Do jej powstania nie chcieli dopuścić mieszkańcy, obawiając się nie tylko uciążliwych hałasów, zapylenia okolicy, ale i niszczenia lokalnych dróg przez wielkie wywrotki. Ich protesty na nic się zdały. Teraz wskutek jej działalności, jak twierdzą, zostali pozbawieni bieżącej wody.
DOKUCZLIWE HAŁASY
Kiedy jesienią ubiegłego roku ruszyły prace wydobywcze w żwirowni „Jabłonka II”, jej sąsiadów, czyli rodziny Marcińczyków i Olbrysiów zaczęły nękać dokuczliwe hałasy wytwarzane nie tylko przez koparki, ale i wielkie wywrotki transportujące żwir.
- Koparka często była odpalana już około szóstej rano i budziła całą naszą rodzinę – skarży się Zygmunt Olbryś.
Do dziś dziwi się, dlaczego tak się działo, skoro w specjalnym piśmie, które otrzymał z gminy były określone zupełnie inne godziny pracy żwirowni – w dni powszednie od godz. 8.00 do 16.00. Dodaje też, że odgłosy stamtąd dobiegające zakłócały rodzinny spokój nie tylko rankiem, ale często także po godzinie siedemnastej. Ulgę przyniosła dopiero zima. Prace wydobywcze ustały, no i nareszcie zapanowały w okolicy spokój i cisza.
Wkrótce jednak problemy jeszcze bardziej się nasiliły.
W kranach gospodarstw państwa Marcińczyków i Olbrysiów 11 lutego przestała płynąć woda i trwa to tak aż do dzisiaj. Zdaniem poszkodowanych, wszystko wskazuje na to, że w żwirowni wydrążono wykopy zbyt blisko biegnącego pod ziemią wiejskiego wodociągu. Wystarczyło, że przyszły mrozy i woda w rurach pozbawionych należytej ziemnej osłony po prostu zamarzła.
- Akurat było nastawione pranie. Pralka automatyczna pokręciła kilka razy bębnem i nim zorientowaliśmy się, że nie ma wody, uległa awarii - wspomina Zygmunt Olbryś ów feralny Tłusty Czwartek. Od sześciu tygodni wodę potrzebną do prac porządkowych uzyskuje ze stopionego śniegu. Do mycia i kąpieli rodzina czerpie ją z gruntowej studni sąsiadów (na korbę), a do celów kulinarnych kupują „mineralkę” w sklepie w Orżynach.
WERSJA WŁAŚCICIELA
Właściciel żwirowni „Jabłonka II” Józef Lis w czym innym widzi przyczynę zamarznięcia wody. Według niego to Zygmunt Olbryś, który jest z nim skonfliktowany, spowodował awarię. Wtargnął na teren żwirowni, po czym podkopał rurociąg i tyle. Dodaje jeszcze, że wodociąg biegnący przez jego żwirownię został położony nielegalnie, dając tym do zrozumienia, że wobec tego, tak naprawdę nie ma żadnej sprawy. Zwraca też uwagę na to, że Zygmunt Olbryś pracuje w konkurencyjnej żwirowni (jako ochroniarz – przyp. red.), może być więc nieobiektywny.
WÓJT NAPRAWI I OBCIĄŻY KOSZTAMI ŻWIROWNIĘ
Takie tłumaczenia nie przemawiają do włodarza gminy Dźwierzuty Tadeusza Frączka. Jak nam wyjaśnia, rury wodociągowe położono w tym miejscu dużo wcześniej niż powstała żwirownia, a poza tym, kładziono je z zachowaniem wszelkich praw budowlanych. Skoro Józef Lis kupił działkę pod żwirownię, to z całym dobrodziejstwem inwentarza, więc teraz odpowiedzialność za wodociąg spoczywa na nim. Mówienie o tym, jakoby to Zygmunt Olbryś umyślnie uszkodził rurę w ogóle nie przekonuje wójta.
- Obecnie, choć przyszła odwilż, grunt odmarzł jedynie na wierzchu, a pod spodem ziemia jest nadal zamarznięta. Dlatego trzeba poczekać jeszcze kilka dni i wówczas naprawimy wodociąg - obiecuje wójt. Przy okazji wyjaśnia, że naprawa będzie polegać na przełożeniu całego, około 120-metrowej długości rurociągu, a kosztami tych robót gmina obciąży właściciela żwirowni.
Marek J. Plitt/fot. M.J.Plitt