- Chciałbym, żeby redakcja "Kurka" zainteresowała się tym, co dzieje się w gimnazjum w Lipowcu. Są tam cztery wejścia do szkoły, które zamyka się na czas lekcji, a klucze trzyma jedna sprzątaczka. Dzieci nie mogą wychodzić. A przecież zdarzają się niebezpieczne sytuacje, gdy trzeba uczniów szybko z budynku szkoły wyprowadzić - i co wtedy? Proszę sprawdzić, oni po prostu zrobili z tej szkoły Oświęcim! - żali się Jerzy Soliwoda z Łuki.

Uczniowie pod kluczem?

Od września szkoła w Lipowcu funkcjonuje w nowym budynku. Na piętrze znajdują się klasy podstawówki, na parterze - gimnazjum. Na dole jest także stołówka i sala gimnastyczna, uczniowie wędrują więc z dołu na górę i z powrotem, co zdarza się zresztą w każdej szkole.

Do budynku szkolnego, mimo że akurat trwały zajęcia, "Kurek" dostał się bez problemu - drzwi wejściowe od strony ulicy były otwarte.

Władze szkoły twierdzą, że wejścia w czasie lekcji nie są zamykane na klucz - tego zabraniają przepisy przeciwpożarowe. Obawy czytelnika mogą wynikać z faktu, że na pięciominutowych przerwach nie pozwala się dzieciom wychodzić na podwórko. - Nie zdążyłyby zmienić obuwia i zniszczyły nowe szkolne podłogi - twierdzi wicedyrektor szkoły Halina Grgić.

Z kolei dyrektor Iwona Walesiak powołuje się na statut szkoły.

- Zapoznają się wszyscy uczniowie. Jest tam mowa także o tym, że uczeń wychodzi poza teren szkoły w czasie zajęć dopiero po okazaniu kartki od rodziców - gdzie idzie, w jakiej sprawie. Nie ukrywam, że stawiamy na dyscyplinę, ale przecież na czas zajęć przejmujemy odpowiedzialność od rodziców naszych uczniów - mówi Walesiak.

- Myślę, że po najbliższej wywiadówce dużo rodzicielskich wątpliwości się rozwieje. Pewnie mniej zadowoleni będą ci z naszych wychowanków, którzy chcieliby na przerwie skoczyć "na dymka" albo bez celu chodzić po Lipowcu w czasie wolnych godzin - dodaje dyrektor.

Katarzyna Mikulak

2003.09.24