Minęła właśnie 30. rocznica wprowadzenia stanu wojennego. Mimo upływu lat wciąż nie milkną spory
i dyskusje wokół tego wydarzenia. Wśród tych, którzy na własnej skórze odczuli grozę tamtych grudniowych dni jest Szczepan Olbryś, jeden spośród jedenastu szczytnian internowanych przez komunistyczne władze.
DECYZJA NR 7
Szczepan Olbryś, dziś prezes SKOK-u i radny powiatowy do wydarzeń sprzed 30 lat wraca dość niechętnie.
- Ważne jest to, co dzieje się teraz – mówi. Mimo to, kiedy zaczyna wspominać, wciąż nie potrafi ukryć emocji. Decyzję o internowaniu, którą odczytano mu w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku w szczycieńskiej komendzie milicji, przechowuje do dziś. Ma ona numer 7, co oznacza, że wydano ją jako jedną z pierwszych. Czym szczycieński działacz tak bardzo naraził się komunistycznej władzy?
- Od początku byłem związany z „Solidarnością”, ale o moim internowaniu zdecydowało to, że zaangażowałem się w tworzenie struktur związku zawodowego rolników na terenie gminy Szczytno – mówi Szczepan Olbryś. Do wprowadzenia stanu wojennego udało mu się zorganizować kilka kół. Z tego powodu już od początku 1981 roku był pod czujną obserwacją służby bezpieczeństwa. Jej funkcjonariusze od czasu do czasu składali mu niezapowiedziane wizyty.
- Myślę, że już w tamtym czasie zostałem wytypowany do internowania.
Czterej uzbrojeni milicjanci przyszli po niego późnym wieczorem 12 grudnia, w przededniu jego 30. urodzin.
- Około 23.00 wróciłem po spotkaniu z kolegami do domu rodziców. Tam już na mnie czekali.
PRÓBA ZŁAMANIA
Najpierw zawieźli go na komendę w Szczytnie. Nazajutrz o 6.00 wraz z innymi zatrzymanymi znalazł się w Zakładzie Karnym w Iławie.
- Więzienie było zupełnie nieprzygotowane na przyjęcie tak dużej liczy osób. Wcześniej planowano, że zamkną nas w Kamieńsku, ale tam wybuchł bunt, a więźniowie podpalili więzienie – wspomina Szczepan Olbryś. W Iławie pierwsze 48 godzin przesiedział w piwnicy, w tym samym ubraniu, w którym zabrano go z domu. Później trafił na główną salę. Z niej dopiero po upływie tygodnia internowani zostali rozmieszczeni w celach. - Było bardzo duże zagęszczenie. Ja siedziałem z sześcioma osobami.
Wśród jego towarzyszy znaleźli się znajomi – działacze „Solidarności” z ówczesnych województw olsztyńskiego i elbląskiego oraz jeden kolega ze Szczytna, przebywający obecnie za granicą Szymon Fijałkowski. W większości byli to młodzi ludzie, w wieku trzydziestu, trzydziestu kilku lat. Szczepan Olbryś przyznaje, że przez pierwsze tygodnie odczuwał strach. Uwięzieni nie wiedzieli, co się z nimi stanie, kiedy i czy w ogóle wyjdą na wolność. Niepewność i lęk odczuwali także najbliżsi.
- Moi rodzice myśleli o najgorszym. Pierwszą wiadomość o tym, gdzie jestem, otrzymali w Wigilię.
Tego samego dnia ojciec Szczepana Olbrysia przyjechał do Iławy, żeby zobaczyć się z synem. Funkcjonariusze służby bezpieczeństwa postanowili to wykorzystać, próbując złamać więźnia.
- Oficer będący moim „opiekunem” zaproponował mi, że jeśli podpiszę deklarację współpracy, to zobaczę się z ojcem. Nawet nie podjąłem tego tematu – opowiada Szczepan Olbryś. Ojciec tylko zostawił paczkę i wyjechał. Podobne propozycje składano też innym internowanym.
- Między świętami a Nowym Rokiem tylko kilku wyszło.
Potem jeszcze dwa razy był wzywany na przesłuchanie. Jednak, jak wspomina, rozmowa z funkcjonariuszem się „nie kleiła”.
„TO TEN, CO SIEDZIAŁ”
Przez pierwsze tygodnie więźniowie przebywali w całkowitej izolacji – nawet nie wychodzili na „spacerniak”. Czasem puszczały im nerwy. Wtedy zaczynali uderzać taboretami w metalowe drzwi, powodując straszny hałas. Zdarzało się, że w takich przypadkach interweniowała specjalna grupa ZOMO. Sytuacja internowanych zaczęła się poprawiać od 6 stycznia 1982 roku, po podpisaniu przez WRON porozumienia w Episkopatem.
- Wtedy pozwolono miejscowym biskupom odwiedzić uwięzionych i co niedziela odprawiać w więzieniu msze. To dodało mi wiatru w żagle.
Szczepan Olbryś był internowany przez trzy miesiące. Zanim wyszedł, trafił do szpitala w Iławie na operację wyrostka. Po niej go zwolniono. Mimo to, już po wyjściu na wolność, dostawał wezwania, by stawić się na milicję. Powrót do szarej rzeczywistości stanu wojennego nie był łatwy. Dawało się odczuć, że władzy udało się zastraszyć społeczeństwo i stłumić entuzjazm, który zapanował wraz z powstaniem „Solidarności”.
- Zdarzało się, że ludzie wytykali mnie palcami, mówiąc: To ten, co siedział w więzieniu. ZMARNOWANE
POKOLENIE
Z perspektywy 30 lat ocenia, że stan wojenny był wielkim złem. - Nigdy nie zgodzę się, że generał Jaruzelski ma jakiekolwiek zasługi dla kraju – mówi. Największy żal ma o to, że zmarnowano ogromny potencjał, który tkwił wówczas w społeczeństwie.
- W stanie wojennym z Polski wyjechało milion młodych, wartościowych ludzi. To wszystko zostało zrobione po to, by zabezpieczyć interes ludziom władzy. Według niego potwierdziły to wydarzenia po 1989 roku.
- W wielu znaczących instytucjach do dziś decydujący głos mają osoby uwikłane w dawny system.
Zdaniem Szczepana Olbrysia rozliczanie sędziwych już twórców stanu wojennego dziś nie ma większego sensu.
- Osądzi ich historia. Państwo powinno zrobić to już dawno, bo był na to czas – uważa. On sam czuje się człowiekiem szczęśliwym i spełnionym.
Ewa Kułakowska
OSOBY ZE SZCZYTNA INTERNOWANE W STANIE WOJENNYM: Janusz Adamczewski † - po powrocie z internowania wyjechał do USA, gdzie po kilkunastu latach zmarł;
Andrzej Buła – pracownik Lenpolu;
Andrzej Ciastek † - pracownik Lenpolu, podczas internowania mocno podupadł na zdrowiu, zachorował na paradontozę, potem cukrzycę, zmarł w Szczytnie;
Tadeusz Dubielecki – pracownik Unimy, mieszka w Niemczech;
Szymon Fijałkowski – pracownik PKS, wcześniej Unimy, obecnie mieszka w RPA;
Czesław Kaczyński † - pracownik PKS;
Zbigniew Maczan – pracownik Unimy, mieszka w Szczytnie;
Szczepan Olbryś – w 1981 r. pracownik MPEC w Szczytnie, obecnie prezes SKOK-u, radny powiatowy, mieszka w Szczytnie;
Witold Szypszak † - przewodniczący „Solidarności” w Unimie, zmarł w Bostonie;
Mieczysław Wendereusz † - pracownik Unimy, zmarł w Niemczech;
Wiesław Wierzbowski – członek zarządu regionu Warmii i Mazur, następca Witolda Szypszaka w Unimie, wyjechał do USA.