Ciąg dalszy wspomnień, wieloletniego pracownika kolei, mieszkańca Wielbarka Lucjana Woźniaka.
POCIĄG SPECJALNY
Zdarzenie to miało miejsce w latach siedemdziesiątych. Będąc w Działdowie, pan Lucjan otrzymał pilną informację, że od strony Warszawy nadjeżdża pociąg specjalny. Wydano też polecenie, że ma do niego wsiąść.
- Dopiero jak wsiadłem dowiedziałem się, że pociągiem podróżują ważne persony: przywódca Rumunii Nicolae Ceausescu i premier Polski Piotr Jaroszewicz.
Skład zestawiony był: z parowozu, salonki, w której przebywali pracownicy zapasowi PKP, tacy jak maszyniści czy łącznościowcy, wagonu ochrony, salonki Ceausescu, salonki Jaroszewicza, bufetu oraz wagonu zbrojeniowego, gdzie znajdowała się broń i amunicja. Taki pociąg miał wyznaczone czasy przejazdu oraz przybycia do stacji docelowej. Średnia prędkość wynosiła zaledwie 40 km/h.
- Warszawscy kolejarze zawsze pozwalali sobie na więcej i nie stosowali się ściśle do przepisów. Okazało się, że jechali szybciej niż powinni, dlatego my, by dotrzeć do Gągławek czasowo musieliśmy jechać bardzo wolno. W niektórych momentach z pociągu można było wyskoczyć i wskoczyć do niego ponownie.
Dzięki temu mieli dużo wolnego czasu, który spędzali głównie na grach w karty.
PYSZNY SALCESON
W czasie jazdy do salonki, gdzie przebywali pracownicy PKP, wszedł oficer ochrony i zaprosił wszystkich do bufetu na kolację. Żeby do niego dotrzeć, musieli przejść przez cały skład.
- Największe wrażenie zrobiły na mnie dywany w salonkach, którymi jechali oficjele. Miały strasznie długie włosie i były bardzo miękkie. Nigdy u nikogo w domu takich nie widziałem.
Jak opowiada pan Lucjan, konstrukcyjnie wagony wyglądały tak samo jak i inne. Także były podzielone na przedziały, różniły się jednak, i to bardzo, komfortowym wykończeniem.
- Jak przechodziłem przez salonkę Ceausescu mignęła mi gdzieś jego postać, widoczna między niedociągniętymi zasłonami.
Gdy doszli do bufetu, wszyscy siedli przy sporych rozmiarów stole.
- Czekaliśmy jakie specjały nam podadzą. Kelner po pewnym czasie przyniósł kaszankę i salceson. Do picia mieliśmy albo kawę zbożową, albo herbatę. Dziś może się wydawać, że nie było to nic specjalnego. Wtedy ciężko było dostać wyroby z mięsa. Również jakość i smak nie miały porównania z tymi, które można było dostać w sklepach.
GĄGŁAWKI
Po obfitej kolacji, z której niektórzy wzięli prowiant na dalszą część wycieczki, udali się ponownie do swojej salonki. Czas mijał powoli. Pociąg wlókł się niemiłosiernie wolno. W końcu po kilku godzinach dojechali do Gągławek. Pogoda była marna, było zimno, padała gęsta mżawka a nagłe podmuchy wiatru wywoływały głośny szelest pobliskich drzew. Nikomu się nie spieszyło, aby wysiadać. Na stacji stała mała grupka oficjeli ubranych w garnitury i płaszcze, chroniąca się przed uderzającymi ich falami kropel deszczu.
W pociągu zapanowała konsternacja. Okazało się bowiem, że zbyt mało przedstawicieli władz ze strony polskiej przybyło na powitanie tak znanego polityka sojuszniczego kraju.
- Nagle ktoś wpadł do naszego wagonu, każąc szybko wychodzić na zewnątrz.
Mimo zdziwienia zaistniałą sytuacją, obsługa pociągu posłusznie wyszła z salonki na pobliski peron.
- Mieliśmy ustawić się w równym rzędzie, ktoś pospiesznie przeszedł wzdłuż niego sprawdzając, czy wyglądamy w miarę porządnie.
Stali tak przez chwilę, aż w wyjściu wagonu pojawiła się postać rumuńskiego polityka.
- Podszedł do pierwszego kolegi, myśląc, że to przedstawiciel władz. Uśmiechnął się i uścisnął mu dłoń. Jako że stałem w środku trochę poczekałem na swoją kolej. W końcu podszedł i do mnie. Popatrzył, podał dłoń i poszedł dalej.
Ci, którzy stali na początku rzędu, dostali nakaz, aby przejść za plecami kolegów, żeby jeszcze raz przywitać Ceausescu.
ODJAZD
Po całej akcji kolejarze śmiali się do rozpuku, że pewnie Ceausescu nie spodziewał się, iż w takich Gągławkach może mu wyjść tyle ludzi na powitanie.
- Po chwili podjechały rządowe wołgi i czajki. Oficjele bardzo szybko się do nich zapakowali i ruszyli w dalszą drogę.
Odkąd z pociągu wysiedli politycy, przestał być on pociągiem specjalnym. Jednym słowem w drogę powrotną mógł się udać jako zwykły skład, którego nie obowiązują dodatkowe ograniczenia.
- Było zimno, ale zawiadowca stacji zaprosił nas na herbatę. Gdy już się zagrzaliśmy, odprawiliśmy pociąg z powrotem, a ja autobusem wróciłem do domu.
Łukasz Łogmin
cdn./fot. Ł. Łogmin, internet