W niedzielę 31 lipca ze Szczytna na Jasną Górę wyruszyła 62-osobowa grupa pielgrzymkowa GALINDIA. Tworzą ją mieszkańcy powiatu szczycieńskiego, głównie ze Szczytna oraz gmin Świętajno, Dźwierzuty i Rozogi. Razem z nimi wędrują pielgrzymi z Mrągowa.
Zanim pielgrzymi ruszyli na trasę, w kościele Wniebowzięcia NMP odbyła się msza, podczas której modlono się o to, aby pomyślnie doszli do celu.
- Kiedyś, może i dziś, mówiło się, że pielgrzymi są trochę szurnięci. Dlatego, że idą przez trzy czwarte Polski, często są zmęczeni, zmoczeni, spoceni, z odciskami, a do tego jeszcze za to płacą – mówił głoszący kazanie proboszcz, ks. Andrzej Preuss. Zaraz jednak dodawał, że to tylko część prawdy.
- Prawdą jest również i to, że niesie ona za sobą niesamowicie głęboką wartość. Jak zauważał proboszcz, uczestnicy marszu stają się pielgrzymami w momencie, gdy wszystko wokół zaczyna ich drażnić. Wtedy przychodzi potrzeba bycia blisko razem z innymi. Rodzi się wspólnota.
Po mszy pielgrzymi oraz towarzyszące im rodziny i znajomi przeszli na przykatechetyczny plac, skąd w eskorcie policji obie grupy ze Szczytna i Mrągowa ruszyły w drogę do Częstochowy.
Wśród uczestników pielgrzymki znajduje się radny powiatowy Wiesław Kozłowski (46 lat) ze Świętajna.
- Nie towarzyszą mi intencje samorządowe. Idę jako osoba prywatna, podziękować Panu Bogu za rodzinę – uprzedza naszą ciekawość radny. Rok temu w pielgrzymce szła jego żona, teraz przyszła kolej na niego i jego 14-letniego syna Grzegorza. Inny radny, członek Rady Gminy Świętajno, Sławomir Grzegorczyk przyszedł odprowadzić córkę. - Już od pół roku nosiła się z takim zamiarem. Myślałem, że jej to minie, ale ona postanowiła w ten sposób podziękować Bogu za dobre stopnie, które pozwoliły jej ukończyć gimnazjum z wyróżnieniem. Pan Sławomir mówi, że i on chętnie by się udał w drogę na Jasną Górę, gdyby nie dolegliwości nóg.
Już po raz czternasty w pielgrzymce idzie Tomasz Siurnicki. Nie byłoby może w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że na kolejny marsz zdecydował się po … 10-letniej przerwie. W tym czasie przeszedł sześć operacji kolana. Mimo to jest pewny, że da sobie radę.
- Jestem niezmiernie wdzięczny Panu Bogu za to, że daje mi taką łaskę, która pozwala uwierzyć w siebie i pokonać wszystkie boleści – mówi pielgrzymkowy weteran. W tym roku towarzyszy mu 18-letni syn. - Idziemy podziękować panu Bogu za rodzinę, prosić, żebyśmy byli jak najlepszymi ludźmi i żeby świat był coraz lepszy.
Przewodnikiem Grupy Galindia jest ks. Łukasz z parafii pw. św. Chrystusa Króla. Ma pod opieką 62 osoby, w różnym wieku. W dniu wymarszu grupa była jednak o kilkanaście osób liczniejsza. To za sprawą rodzin i znajomych pielgrzymów, którzy postanowili towarzyszyć bliskim na pierwszym etapie wędrówki do Przeździęku Wielkiego. Od niektórych z nich, którzy brali udział w poprzednich pielgrzymkach, usłyszeliśmy, że chcieli iść i w tym roku, ale nie udało im się uzyskać na te dni urlopu.
Do celu podróży pielgrzymi dotrą 13 sierpnia, przechodząc dziennie ponad 30 km.
- To zastanawiające, idzie się kilkanaście dni, a pod ołtarzem Matki Boskiej jest się 15 minut – mówił podczas mszy ks. proboszcz. Takie zestawienie, jak zauważał, mogłoby wydawać się nieopłacalne. Jednak świadomość stania się członkiem wspólnoty rozwiewa wszelkie wątpliwości.
(o)/fot. A. Olszewski, M.J.Plitt