Grono szczycieńskich stulatków właśnie powiększyło się o jeszcze jedną osobę. Do Marii Szymkiewicz i Michała Gulbickiego, którzy setne urodziny obchodzili kilka lat temu, dołączyła Maria Mizgorska.
URODZINOWA UROCZYSTOŚĆ
Pani Maria skończyła sto lat w piątek 19 stycznia. Na urodzinowej uroczystości w domu jubilatki obecni byli jej najbliżsi - córki, wnuczęta oraz prawnuki. Życzenia w imieniu wszystkich mieszkańców Szczytna składała pani Marii burmistrz Danuta Górska. Przekazała jej również okolicznościowy list od premiera. Dostojna jubilatka otrzymała także specjalne, podpisane przez papieża Benedykta XVI błogosławieństwo. Podczas uroczystości telefoniczne życzenia z Watykanu składała babci wnuczka Jolanta, która jest siostrą zakonną. Nie zabrakło oczywiście tortu, toastów wznoszonych szampanem, a zamiast "Stu lat", urodzinowi goście zaintonowali "Dwieście lat".
Z ŁUCKA DO SZCZYTNA
Maria Mizgorska przyszła na świat w 1907 roku w Łucku (dziś Ukraina) jeszcze jako poddana cara Rosji. Miała czworo rodzeństwa. Dziś, oprócz jubilatki, żyje już tylko jedna z sióstr, która ma 84 lata i także mieszka w Szczytnie. W wieku trzydziestu lat pani Maria wyszła za mąż. Jej małżonek służył w wojsku. Życie rodziny zmieniło się wraz z wybuchem II wojny światowej. W ciągu tygodnia na skutek chorób zmarło dwóch małych synów pani Marii. Najstarsza z trzech córek, która do dziś mieszka z jubilatką, Alina Chruściak, zapamiętała z tamtego okresu bombardowania nękające rodzinny Łuck.
- Mieszkaliśmy niedaleko cmentarza. W trakcie nalotów chowaliśmy się w grobowcach, a nawet kostnicach - opowiada.
W 1946 roku Mizgorscy wraz z innymi mieszkańcami dawnych kresów zostali wysiedleni. Ich nowym miejscem pobytu stało się Szczytno. Lokum znaleźli w niedużym domku na ulicy Władysława IV. Tu zresztą jubilatka mieszka do dziś.
PEŁNA SERDECZNOŚCI
Po wojnie jej nieżyjący już od 33 lat mąż pracował w cegielni, potem na kolei i w tartaku. Pani Maria zajmowała się domem i wychowywaniem trzech córek. Jak mówią jej najbliżsi, wiodła raczej spokojne życie.
- Bardzo lubiła chodzić do lasu na jagody, pielęgnowała też przydomowy ogródek - wspomina córka Alina.
Pani Maria miała również wiele serca dla zwierząt.
- Odkąd pamiętam w domu zawsze były psy i koty. Sympatię do czworonogów przejęłam zresztą po mamie - śmieje się pani Alina.
Wnuki Marii Mizgorskiej, Anna i Janusz mówią, że babcia odnosiła się do nich z wielką serdecznością i starała się doradzać w trudnych sytuacjach.
Dostojna jubilatka dbała o swoje zdrowie. Nigdy poważnie nie chorowała. Nie piła alkoholu ani nie paliła papierosów. Dymu tytoniowego nie znosi do dziś. Zawsze też zachowywała szczupłą sylwetkę, choć nie stosowała żadnej diety. Nawet już w bardzo podeszłym wieku długo mogła się pochwalić pełną sprawnością.
- Jeszcze dwa lata temu sama chodziła do kościoła, a do niedawna nawet szyła - mówi wnuczka Anna.
Dopiero we wrześniu ub.r. stan zdrowia pani Marii znacznie się pogorszył. Obecnie wymaga stałej opieki swoich najbliższych, ma kłopoty z pamięcią. Córka jubilatki mówi, że w rodzinie do tej pory nie było tak długowiecznych osób jak mama.
(łuk))
2007.01.24