Gminny Ośrodek Kultury oraz Nadleśnictwo Wielbark w dniu 1 lutego 2015 r. zorganizowało wspaniałą imprezę - wyprawę po przygody i szusowanie przez zimowym lasem. To już kolejna tego typu fajna zabawa integrująca miłośników narciarstwa biegowego.
Gminny Ośrodek Kultury oraz Nadleśnictwo Wielbark w dniu 1 lutego 2015 r. zorganizowało wspaniałą imprezę - wyprawę po przygody i szusowanie przez zimowy las. To już kolejna tego typu fajna zabawa integrująca miłośników narciarstwa biegowego. To także piękna forma popularyzacji zdrowego stylu życia poprzez ukazanie uroków otaczającej przyrody. Organizatorzy od razu zakładali, że wszyscy uczestnicy bez wyścigów i walki o ewentualne miejsca pokonają dowolnie przez siebie wybrany dystans 9 lub 15 km. Ponad 20 osób stawiło się w miejscu wyznaczonym na start. Silną grupę stanowili mieszkańcy Wielbarka, ale i Szczytno oraz Olsztyn zasiliło to wesołe i zawsze dobrze zorganizowane grono.
Początkowo cała grupa w pełnym składzie podążała przez leśne ostoje, ale nadszedł czas rozdzielenia: prosto pobiegły osoby, które zdecydowały pokonać dłuższy dystans, w lewo skręcili narciarze krótszego biegu. Oczywiście każda grupa prowadzona była przez pracowników Nadleśnictwa. Wśród biegnących w dłuższym dystansie znalazłam się i ja. Cieszyłam możliwością przebywania wśród ludzi podzielających moje pasje i z zapałem fotografowałam współtowarzyszy zabawy na każdym postoju. Jednak aby zrobić fotkę najpierw musiałam ostawić kije, zdjąć rękawice, wyjąć aparat. Po zrobieniu zdjęcia czynność musiałam powtórzyć. Trwało to chwilkę, a efekt był taki, że narciarze tymczasem dobry kawałek odbiegli. Aby ich dogonić musiałam się napracować i oczywiście spocić, ale nie odpuszczałam i dzielnie doganiałam grupę postanawiając, że na kolejnym postoju zdjęć nie będę robiła. Nie dotrzymałam słowa, bo gdy na śniegu dostrzegłam tropy łosia i barwny peleton opartych o kije, znów rozpoczęłam sesję fotograficzną, tak się przykładałam do pstrykania, że straciłam równowagę i poleciałam w puszysty śnieg. Gdy się pozbierałam – narciarze zniknęli za zakrętem. Nie przejmowała się tym, bo leśne drogi znaczył charakterystyczny tor i kolorowe plecy ostatniego biegacza. W lesie nie byliśmy sami, swoją obecność ukazywały jelenie oraz dziki. Niestety peleton czując, że do mety zostało jakieś 5 km gwałtownie przyspieszył, w moich kolegach ożyła chęć rywalizacji. Mimo, iż nie były to wyścigi – ambicja zwyciężyła i ostro poszli do przodu. Biegłam więc sama i troszkę mi było smutno, ponieważ zniknęły z pola widzenia plecy ostatniego i musiałam uważnie obserwować ślady na śniegu, bym przypadkiem nie pobłądziła. Na szczęście ślady były bardzo czytelne i o pomyłce nie było mowy. Biegłam na pocieszenie układając rymowankę, która ostatecznie wygląda następująco:
tu dziki buchtowały
tam jelenie przebiegały
tędy szedł łoś
i jeszcze coś
a ja, jak klępa ociężała
w lesie zostałam sama
Nie żebym sobie ubliżała, ale ostatni odcinek trasy spowolnił moje ruchy stąd porównanie do powolnej i ociężałej połowicy łosia. Ostatni skręt i oto widzę wesołe grono biesiadujących przy ognisku kolegów. Dopingują mi, wołają, namawiając do zrywu i finiszu. Dostojnie i bez emocji kończę bieg, w nagrodę dostaję upragniony kubek herbaty. Gdy piekę kiełbaskę i rozkoszuję zapachem bigosu do celu docierają pozostali uczestnicy biegu. Wszyscy w komplecie cieszymy z możliwości uczestniczenia w fantastycznej imprezie – Wielbark potrafi. Gratulujemy wstrzelenia w dobrą, zimową pogodę i dziękujemy za niezapomnianą przygodę.
Grażyna Saj-Klocek