Na niezwykłą, zwaną GRZYBOWANIEM imprezę wyruszyliśmy do Wielbarka w niedzielę 18 września 2016r. oczywiście rowerami.
Unikając ruchliwych tras przez Zabiele, Lejkowo dotarliśmy do rogatek miasta. Tam, wiodąca obok całego kompleksu pięknie przygotowanych boisk ścieżka rowerowa tak nas zaintrygowała, że postanowiliśmy sprawdzić dokąd prowadzi. Trasa pieszo- rowerowa wyraźnie ukazywała, że rowerzyści z racji przydzielenia im większego pasa mają pierwszeństwo. Fajnie się nam mknęło po przeznaczonym dla nas pasie, ale w okolicach kościoła wydostaliśmy się na ulicę, by dalej a to chodnikami, a to szosą dotrzeć na IX już Wielbarski Festiwal Grzybów. Stadion Leśny na tę okoliczność został przemieniony w jarmark, a stragany z różnego rodzaju odpustowymi pamiątkami i swojskim jadłem kusiły. Natychmiast zaopatrzyliśmy się w obwarzanki i słodkie lizaczki i szukaliśmy wzrokiem kolegów. Bowiem część z naszych znajomych do Wielbarka przyjechała samochodami już przed 8-mą, by wziąć udział w rywalizacji zbierania grzybów. Raczej spodziewaliśmy się, iż nadal są w lesie i zapewne każdy z nich poszczyci się niecodziennym zbiorem, gdyż Gmina Wielbark zawsze słynęła z obfitości leśnych, zbieranych do koszy skarbów. Nawet my, jadąc teraz przez lasy widzieliśmy kilka białych kapeluszy kani, nie zbieraliśmy ich bo nie miało to sensu. Gdy odstawiliśmy rowery, oczom naszym ukazał się przedziwny widok: przy biesiadnych stołach moc niebieskich koszulek, sygnalizowały one, że zbieranie zakończone, a grzybiarze odpoczywają konsumując różnorodne, pyszne jadło. Podeszliśmy do nich, a na pytanie „jak zbiory?” usłyszeliśmy jedną odpowiedź „kiepsko, nie znaleźliśmy nic”. Z nadzieją popatrzyłam na Bogusia Palmowskiego, który na każdym dotychczasowym rowerowym postoju zawsze wchodził w las i wracał z naręczem grzybów, a on pokręcił głową. Mimo, iż nasi koledzy grzybów nie znaleźli, ale humory im dopisywały i pięknie się prezentowali w pamiątkowych, okolicznościowych koszulkach. Tak się zajęłam rozmową z naszymi grzybiarzami, że w ostatniej chwili uświadomiłam sobie, iż na scenie dzieje się coś niezwykłego – tym, którzy jednak w lesie coś znaleźli – wręczano nagrody. Nim się dopchałam do sceny, uroczystość wręczania nagród została zakończona i uchwyciłam tylko kilku szczęściarzy schodzących ze sceny z dyplomami, pucharami, prezentami. Przepiękna słoneczna pogoda, mimo czasami silnego, porywistego wiatru sprzyjała dobrej zabawie i spacerom między straganami. Gdy na scenie pojawiły się dzieciaczki i odśpiewały oraz odtańczyły tańce radości i my wszyscy poczuliśmy się jak mile widziani, śpiewem i tańcem oraz jadłem witani goście. Właśnie po występie dzieci przyszedł czas na konsumpcję. Jadąc do Wielbarka szukałam w głowie tytułu dla mojego felietonu. Pierwsze skojarzenie i pierwsza myśl była taka, że opatrzę swój opis tytułem: W Wielbarku przy grzybowej gar(n)ku i specjalnie „zjem” literkę „n”, by rym dobrze brzmiał. Jednak wędrując między stoiskami nigdzie nie widziałam typowego garnka, nawet zupę kurkową, której kosztowałam i która niepowtarzalnym smakiem zaimponowała moim kubkom smakowym podawano z bemarów wlewanych do misek, a następnie miseczek. Cóż natychmiast zweryfikowałam pierwotny zamysł i wymyśliłam inny tytuł. A tymczasem koledzy grzybiarze nie tylko szczycili się pięknymi koszulkami, praktycznymi koszami wiklinowymi, ale też opowiadali, że zostali wyposażeni w płaszcze przeciwdeszczowe, rękawiczki i worki na śmieci, ściągawki z nazwiskami i nr telefonów, gdyby się zagubili... Oleju do ognia zazdrości dolał kolega, który paradował z piękną, ekologiczną, opatrzoną wizerunkiem fikuśnego grzyba torbą. Na nasze pełne zazdrości spojrzenia odparł, że wygrał w konkursie prowadzonym przez Nadleśnictwo Wielbark. Zanim przystąpiliśmy i my do konkursu – przy muchomorku Nadleśnictwa stanęliśmy do wspólnej fotki. Konkurs był trudny, oj nie było łatwo przypasować rysunki grzybów do podpisów na planszy, ale przy drobnej pomocy staliśmy się posiadaczami praktycznych toreb. Od tej pory z taką ozdobą będę chodziła na zakupy po sklepach. Olbrzymi tłok panujący przy kąciku leśników ukazywał, że gry i zabawy wciągają wszystkich bez względu na wiek. Rozkosz kulinarna i dobra organizacja całej imprezy potwierdziły wielką potrzebę kultywowania tradycji stworzonej przez Gminę Wielbark i Stowarzyszenie Miłośników Ziemi Wielbarskiej. Chodząc po stadionie i słuchając muzyki nagle ujrzałam widok, który natychmiast utrwaliłam na fotce – dwie panie niosły gar z jadłem tak pierwotnie pożądany do mojego felietonu, cóż zamieszczę fotkę w plejadzie pozostałych. Muszę przyznać, że Wielbarski Festiwal Grzybiarski to kunsztu i tradycji znak i niepowtarzalnej, grzybowej zupki smak.
Grażyna Saj-Klocek