W połowie lat dziewięćdziesiątych najmodniejszym warszawskim nocnym lokalem był klub „Scena”, prowadzony przez reżysera Jerzego Gruzę, wspólnie z aktorką Tatianą Sosną - Sarno. Wieczorami lokal oblegał tłum gości spragnionych rozrywki i mimo że jego wnętrza mogły pomieścić ponad dwieście osób, nie wszystkim oczekującym na otwarcie udawało się wejść do środka.
W „Scenie” organizowano także imprezy zamknięte. Dostępne tylko dla stałych członków, do których rozsyłano zaproszenia. Lista tychże „wybrańców” liczyła co najmniej czterysta osób.
Pośród owych zamkniętych wieczorów, do najczęstszych należały imprezy promocyjne przeróżnych firm międzynarodowych działających na polskim rynku.
A jakież to firmy najchętniej reklamują się w modnym (i drogim) nocnym klubie? Oczywiście najpierw przedstawiciele producentów luksusowych alkoholi. Także firmy kosmetyczne, ale te zdecydowanie rzadziej.
Imprezy promujące wielki świat mody i kosmetyków organizowała najczęściej agencja reklamowa kierowana przez byłą miss świata - Anetę Kręglicką. Trzeba przyznać, że jej imprezy cechował zawsze wysoki poziom artystyczny i precyzja wykonania. Ale też pani Aneta, mimo łagodnej powierzchowności i uznanej w świecie urody, jako szefowa agencji była - za przeproszeniem - babą budzącą postrach pośród personelu. Wymagającą i nie uznającą żadnych sprzeciwów. Doskonale to pamiętam, bowiem zdarzało mi się współuczestniczyć w jej promocjach jako klubowy artysta plastyk.
Imprezy realizowane przez dystrybutorów szlachetnych alkoholi były obligatoryjnie zarezerwowane dla mnie, jako scenografa i organizatora, no a przede wszystkim - znawcę tematu! Miałem zatem szansę poszerzyć swój zasób wiadomości o wielkim świecie trunków, a tymże zamierzam się podzielić z Czytelnikami, wspominając owe szczególne, klubowe wieczory.
Przez pewien czas, podczas kilku spotkań, promowano słynną szkocką mieszaną whisky Johnnie Walker. Aktorem zakontraktowanym do owych promocji był Roch Siemianowski. Przebrany w kostium z epoki, to jest czerwone obcisłe spodnie i kapelusz - znane z nalepek na butelkach whisky - znakomicie pasował sylwetką do przewidzianych w scenariuszu aktorskich działań. Dzisiaj Rocha widujemy w telewizyjnej reklamie lekarstwa na prostatę. Ciągle chce mu się psi-psi. Smutny to widok, bo sugeruje, że to może nadmiar szkockiej whisky zaszkodził mu przed laty.
Niejaką sensację stanowiła promocja nowo powstałej wówczas wódki Smirnoff Black. Nową odmianę Smirnoffa destyluje się miedzianych kotłach, dokładnie według receptur z rosyjskich, carskich gorzelni. Wódka filtrowana jest przez węgiel drzewny ze srebrnej brzozy syberyjskiej. Tymczasem podczas promocji goście „Sceny” uznali, że jest to zwykłe paskudztwo, niczym nie różniące się smakiem od naszego rodzimego bimbru i zamiast popijać darmowego „blacka”, domagali się od barmanów porządnego, czerwonego Smirnoffa. I nawet gotowi byli zapłacić!
W drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych bardzo uaktywnił się dystrybutor napojów wyskokowych zza oceanu. Miło wspominam imprezę promującą whiskey z Tennessee (whiskey nazywają także bourbonem) Jack Daniel’s, znaną z tego, że jest filtrowana przez trzymetrową warstwę klonowego węgla drzewnego.
Tego wieczora prezentowano także niesłychanie wychwalaną kanadyjską whisky Seagrams V.O. Zaskoczyła mnie wówczas ogromna popularność owego wyrobu. Zapamiętałem bowiem, że kiedy w latach siedemdziesiątych, w hotelu w Chicago, oczekiwałem słynnego Boba Lewandowskiego, który robił telewizyjny program o polskiej wystawie, na stole miałem butelkę owej whisky. Była po prostu najtańszym alkoholem jaki znalazłem w miejscowym sklepiku. Kiedy Bob zobaczył tę butlę, z niejaką pogardą spytał: „Co też ty pijesz człowieku? To świństwo piją u nas tylko dorożkarze!”
Szczerze mówiąc, nie widziałem w Chicago żadnego dorożkarza. Ale jak tu nie uwierzyć słynnemu Lewandowskiemu?
I oto proszę - przypadkiem wyszło na moje. Dzisiaj Seagrams V.O. uważana jest za zacny i szlachetny trunek.
Andrzej Symonowicz