Piotr Moczydłowski po raz kolejny stanął na wysokości zadania i wywalczył trzeci w swojej karierze tytuł Mistrza Europy. Finałowy pojedynek był niezwykle zacięty
i o pierwszym miejscu
musiało decydować tamashiwari - rozbijanie desek.
Piotr Moczydłowski po raz kolejny stanął na wysokości zadania i wywalczył trzeci w swojej karierze tytuł Mistrza Europy. Finałowy pojedynek był niezwykle zacięty i o pierwszym miejscu musiało decydować tamashiwari - rozbijanie desek.
XXII Wagowe Mistrzostwa Europy w Karate Kyokushin przeprowadzono w minioną sobotę w Vitorii-Gasteiz w Kraju Basków. Rywalizowało w nich 125 zawodników reprezentujących 22 kraje. W stawce nie mogło zabraknąć Piotra Moczydłowskiego, startującego w kategorii 70 kg. Szczytnianin potwierdził swoją przynależność do ścisłej europejskiej czołówki. Piąty raz z rzędu dotarł do finału i zdobył trzeci tytuł mistrzowski. Moczydłowski swoje występy rozpoczął od... wolnego losu. Drugi pojedynek, w którym rywalem naszego karateki był Rumun Antonio Grigorescu, zakończył się w pierwszej rundzie (wazari). Na drodze zawodnikowi SKKK stanął następnie Ukrainiec Yevgen Yakovenko.
- Tego zawodnika się obawiałem. Był trzeci na ME dwa lata temu - mówi trener Piotr Zembrzuski, który w Hiszpanii wystąpił również w roli sędziego. Walka nie należała do najpiękniejszych, w czym wina reprezentanta naszych wschodnich sąsiadów. Yakovenko przegrał przez genten ich (nieczyste zagrania). Inny przebieg miał pojedynek półfinałowy. Moczydłowski gładko wygrał z Alexandrem Mikhailovem z Rosji.
- Rywal był sparaliżowany. Pierwszy raz widziałem, żeby reprezentant Rosji tak się bał Piotrka - komentuje trener Zembrzuski.
Starcie, w którym stawką było złoto, okazało się najtrudniejsze. Szczytnianin stanął w niej naprzeciwko ciemnoskórego Holendra Victora Teixeiry. W bezpośredniej walce nie wyłoniono zwycięzcy i o wszystkim rozstrzygało tamashiwari - konkurencja, w której czterej najlepsi zawodnicy bezpośrednio przed półfinałami rozbijali deski. Lepszy był tu Polak (16 rozbitych desek wobec 14 Holendra) i on mógł się cieszyć z tytułu mistrzowskiego.
- Teixeira się przeliczył - wspomina tę część rywalizacji Piotr Zembrzuski. - Do rozbicia łokciem zadysponował sobie 5 desek i nie dał rady.
To kolejny finał ME z udziałem Moczydłowskiego, w którym do wskazania zwycięzcy „normalna” walka nie wystarczyła. Przed rokiem o tym, że szczytnianin przywiózł srebro, decydowało ważenie.
- Na wszelki wypadek Piotrek się zabezpieczył i trzymał wagę, by historia się nie powtórzyła - opowiada trener Zembrzuski. Szczycieński szkoleniowiec chwali atmosferę mistrzostw. - Na trybunach zasiadło około 3 tysięcy widzów znających się na karate, żywo dopingujących zawodników - słyszymy.
Piotr Moczydłowski przywiózł do Polski olbrzymi puchar. Wśród nagród dodatkowych znalazła się m.in. 5-litrowa butelka hiszpańskiego wina, będąca przyczyną pewnych kłopotów na lotnisku. Bonus dla naszego mistrza to fakt otrzymania przepustki na przyszłoroczne Mistrzostwa Świata w Japonii.
Impreza w Vitorii-Gasteiz była dla Polaków bardzo udana. Nasi reprezentanci zajęli drużynowo 1. miejsce, wyprzedzając Bułgarią i Hiszpanię. Polscy karatecy zdobyli 3 złote medale, 1 krążek srebrny, 5-krotnie sięgnęli natomiast po brąz. W gronie medalistów znalazła się Ewa Pawlikowska, trenująca podczas studiów w Szczytnie w SKKK. W kategorii do 55 kg zajęła ona 2. miejsce.
(gp)/Fot. archiwum