1 września o świcie mieszkańców wsi położonej w pobliżu lotniska w Szymanach, obudził grzmot dziesiątków grzejących silniki samolotów. Wkrótce potem, na południe, w kierunku polskiej granicy, niosąc śmierć i zniszczenie, poleciały pod osłoną myśliwców eskadry bombowców z czarnym krzyżem na skrzydłach.
BITWA O MŁAWĘ
Gdy z daleka, z południowego zachodu, dotarł daleki grzmot artyleryjskiej kanonady, nikt w Szczytnie nie miał już wątpliwości, że to wojna.
Niemieckie kliny pancerne uderzyły na Polskę z trzech stron, z północy, z zachodu i z południa. Na lotnisku w Szymanach bez ustanku startowały i lądowały bombowce, które zrzucały swoje ładunki na Warszawę i inne polskie miasta. Cele ataków leżały blisko, wystarczyło pół godziny lotu.
Niemiecki zagon pancerny, który ruszył szosą z Nidzicy w kierunku Mławy, trafił na twardy opór. Rozmieszczona w bunkrach i okopach nad szosą między Napierkami a Kuklinem polska 20. Dywizja Piechoty zadała atakującym ciężkie straty. Pod huraganowym ogniem niemieckiej artylerii broniła się zajadle. Na szosie płonęły rozbite czołgi. Wspierająca je niemiecka piechota też miała niełatwe zadanie. Kosiły ją serie karabinów maszynowych i salwy polskiej piechoty, a gdzie dochodziło do walki na bagnety, żołnierze polscy krwawo odpierali napastników.
Gdy główny, pancerny klin wojsk niemieckich, prący z północy w kierunku Warszawy, nie mogąc zgnieść oporu polskich oddziałów, utknął pod Mławą, ruszyło silne, oskrzydlające natarcie Niemców w kierunku Ostrołęki i Przasnysza.
Między Baranowem i Opaleńcem, wspierane huraganowym ogniem artylerii, natarcie niemieckiej piechoty przełamało polskie linie obrony. Ukryte dotychczas w nadgranicznych lasach oddziały Wehrmachtu, przekroczyły rzekę Orzyc i ruszyły na południe. Na linii granicy nieliczne i pozbawione fortyfikacji oddziały polskie nie miały szans obrony. Na płaskim jak stół terenie, liczebna i techniczna przewaga Niemców była olbrzymia.
WALKI O MYSZYNIEC
Piechota niemiecka, a w ślad za nią artyleria i tabory, ruszyły przez Chorzele na południe w kierunku stolicy Polski. Jednocześnie równolegle do tego kierunku wyszło z lasów pod Rozogami uderzenie pomocnicze w kierunku Ostrołęki.
Polskie linie obronne zostały i tu przełamane. Wojska niemieckie zajęły Myszyniec i nieprzerwanym potokiem parły w kierunku Ostrołęki, gdy nagle pod Myszyńcem 3 września ponownie rozgorzały walki.
Ukryte w lasach, dwie kompanie polskiej piechoty nagle zaatakowały niemieckie tabory.
Dwie kompanie piechoty, niewielka to siła - około 400 żołnierzy, lecz niespodziewane uderzenie na tyły nieprzyjaciela wprowadziło chaos i zamieszanie. Żołnierze polscy po walce na bagnety wdarli się do Myszyńca. Rozgorzały zacięte boje na ulicach miasteczka. Podpalone wozy konne z zaopatrzeniem i samochody z amunicją eksplodowały, powiększając zamęt wśród niemieckich oddziałów.
Chaos zdołały opanować cofnięte naprędce spod Ostrołęki niemieckie jednostki wsparte artylerią. Okrążone ze wszystkich stron, topniały na skutek poniesionych strat. Mały oddział polskiej piechoty, po wyczerpaniu się amunicji, zmuszony został do kapitulacji. Niemieccy urzędnicy, którzy jechali do Ostrołęki, by objąć w posiadanie zdobyte już tereny, przeżyli pod Myszyńcem chwile grozy, gdy nagle w miasteczku wybuchły walki.
WOJENNA NIESPODZIANKA
Wojsko polskie przygotowało po swojej stronie granicy, na wypadek konfliktu zbrojnego z Niemcami kilka niespodzianek. Na rzece Orzyc pod Chorzelami w lesie wzniesiono tamę, która po zamknięciu podnieść miała po niemieckiej stronie poziom wody, celem zalania nadgranicznych łąk. Gdyby tak się stało, atak wojsk niemieckich byłby utrudniony.
Niestety, lato w 1939 roku było wyjątkowo słoneczne i suche, a atak Niemców, pomimo zamknięcia tamy tak nagły, że nie wpłynęło to na przebieg walki. Na polecenie starosty szczycieńskiego pionierzy niemieccy wysadzili tamę w powietrze.
Ryk silników bombowców na lotnisku w Szymanach nie ustawał przez cały wrzesień. Codziennie od świtu do zmroku startowały i lądowały bombowce, które nieustannie bombardowały Warszawę, Modlin, Ostrołękę, Białystok, Wilno i przeprawy na wielkich rzekach. Nie wszystkie jednak samoloty z czarnym krzyżem na skrzydłach wracały do swoich baz. W pierwszych tygodniach wojny lotnictwo polskie zadało niemieckiej Luftwaffe ciężkie straty. W 1939 roku Niemcy stracili nad Polską 697 samolotów bojowych, prawie trzecią część swoich sił powietrznych.
KONTRATAKI
Stacjonujaca w twierdzy pod Łomżą dywizja polskiej kawalerii w pierwszych dniach wojny zaatakowała leżące na wschód od Szczytna powiaty Ełk i Pisz. Polscy ułani zdobyli nadgraniczne miasteczko Gehsen (dziś Jeże) w powiecie piskim. Ściagnięta przez Niemców naprędce z Królewca kompania policji z pomocą oddziałów Wehrmachtu zdołała je odbić. Ze szpitala w Szczytnie zwolniono wszystkich cywilnych chorych. Sale zapełniać się zaczęły przywożonymi z frontu rannymi. W wojskowej kwaterze cmentarza ewangelickiego wyrosły nowe, żołnierskie krzyże.
Kanonada artyleryjska na południu powiatu wreszcie ucichła. W Wielbarku i w Rozogach ogrodzono drutem kolczastym place, na które spędzać zaczęto wziętych do niewoli w nadgranicznych walkach żołnierzy polskich. Brudni, w zniszczonych mundurach, zarośnięci, nieludzko zmęczeni, prosili miejscowych często nie o chleb, lecz o papierosy. Trzy dni polscy żołnierze czekali pod gołym niebem, nim dostarczono im żywność. Większość z nich spędziła długie lata niewoli za drutami jenieckich obozów.
Tymczasem wojna oddaliła się na kilka lat od granic Szczytna.
Zbigniew Janczewski
2005.08.31