Na ulicy Łomżyńskiej stoi blok oznaczony nr 22 A. Jego mieszkańcy skarżą się „Kurkowi”, że kiedy mocniej popada, zaraz wokół budynku tworzą się spore bajorka. Z tyłu powstaje coś na kształt małego stawu, a od frontu woda zalewa parking samochodowy. Urzędnicy miejscy twierdzą, że nie powinno być narzekań, bo niedawno powstał nowy, podwyższony plac postojowy już przez wodę nie zalewany. Cóż, zdaniem mieszkańców, rzeczywistość wygląda nieco inaczej. Nowy parking i owszem zbudowano trochę wyżej, ale i tak woda wdziera się na niego od strony wylotu na ul. Łomżyńską. Poza tym kiedy jest sucho, dlaczego nie mieliby parkować na starym miejscu. Jak mówi nam Wiesław Filipowicz, kilka dni temu postawił swój pojazd na starym parkingu, bo nie padało, a poza tym zawsze to bliżej domu. Tymczasem w nocy spadł deszcz, wskutek czego rankiem miał spore kłopoty z dotarciem do auta suchą stopą. Na dowód, że nie tylko stary parking jest zalewany, ale i część nowego, mieszkańcy bloku przysłali nam takie oto zdjęcie - fot. 1.
Nie dość jednak na tym, bo woda po każdej, nawet niezbyt gwałtownej ulewie zalewa wszystkie piwnice. Tuż przy wejściu do pomieszczeń tej najniższej kondygnacji mieszkańcy trzymają grube deski. Kiedy pojawia się woda używają ich charakterze kładek - fot. 2. - No i jak trzymać w takich warunkach np. ziemniaki na zimę, czy cebulę - żalą się mieszkańcy bloku. Część z nich mówi nam, że musiała skonstruować specjalne palety-podkłady, aby dopiero na nich umieszczać zimowe zapasy. W dodatku wilgoć z piwnic przesiąka murami do mieszkań. Gdy pojawiła się komisja badająca tę sprawę, orzekła, że meble stoją zbyt blisko ściany i dlatego to tak, a poza tym zwróciła uwagę na to, że są pozasłaniane kratki wentylacyjne. Pomijając fakt, że przecież mebli nie postawi się na środku pokoju, dodajmy, że część kratek wentylacyjnych to istne dziwactwo. Otwory nie wnikają do komina, a przechodzą na wylot przez frontową ścianę – fot. 3. Latem do mieszkań leje się przez nie deszcz, zaś zimą przenika śnieg. Właśnie dlatego mieszkańcy zakrywają ich wyloty.
Jeszcze jedno - z framugi drzwi wejściowych ustawicznie wypadają śrubki mocujące, co powoduje, że drzwi się nie zatrzaskują i pozostają ciągle otwarte, a przecież są niby sterowane domofonem. Dom został oddany do użytku w 2005 r., a więc jest już po okresie 3-letniej gwarancji. Zdaniem mieszkańców, Zakład Gospodarki Komunalnej, przegapił odpowiednie terminy na wykonanie poprawek. Tymczasem jak dowiadujemy się w Urzędzie Miejskim, ZGK wykonał w 2008 r. odkrywkę w piwnicy i stwierdzono wówczas, że wadliwie wykonana jest warstwa izolacyjna. W związku z tym została przedłużona gwarancja na wykonanie robót w tym zakresie do 30.11.2011 r. - Jeśli wykonawca uchyliłby się od prac poprawkowych, to wówczas na jego koszt roboty te zleci się innej firmie – mówi Krystyna Lis z Urzędu Miejskiego.
OSOBLIWA DROGA
Od jakiegoś już czasu trwają prace związane z przebudową gminnej drogi biegnącej ze Szczytna do Lipowej Góry Wschodniej. Chodzi o trakt, który jest naturalnym przedłużeniem ul. Kętrzyńskiego i wiedzie aż do szosy lemańskiej. Wszystko byłoby dobrze, bo choć droga pozostaje nadal gruntowa, zawsze to lepiej poruszać się po wyrównanej i poszerzonej nawierzchni, niż po wąskiej z wykrotami, gdyby nie jedno „ale”. Otóż zaraz za skrzyżowaniem z szosą lemańską, gdy gminna droga mija ostatnie zbudowania, z normalnego traktu zamienia się w niezwykle wąski o 3,5 m szerokości – fot. 3.
Ów wąziutki odcinek ciągnie się jakieś 150 - 200 m, po czym znowu wszystko wraca do normy, droga ma odpowiednią szerokość. - Jak poruszać się po czymś takim? Pojedyncze auto ma tu kłopoty, a co dopiero, gdy trzeba będzie się wymijać – żalą się mieszkańcy Lipowej Góry. Zdumiało to nas w nie mniejszym stopniu, niż naszych rozmówców, więc udaliśmy się do Urzędu Gminy w Szczytnie w celu wyjaśnienia dlaczego tak tu wąsko. - Inwestycja nie jest jeszcze zakończona – uspokaja wójt Sławomir Wojciechowski i dodaje, że na opisywanym przewężeniu wkrótce zostaną ustawione odpowiednie znaki drogowe, które określą pierwszeństwo przejazdu dla danego kierunku. Poza tym zamontuje się jeszcze po obu stronach drogi specjalne bariery ochronne, bo przebiega ona w tym miejscu znacznie wyżej niż leżące obok grunty. Skoro zaś o nich mowa, to właśnie z nimi wiąże się to, że droga jest taka wąska. Ich właściciel, mieszkaniec Lipowej Góry, niedawno ubiegał się o wydanie decyzji zabudowy. Szybko ją w Urzędzie Gminy uzyskał, ale obwarowaną m. in. warunkiem, że musi przekazać gminie (oczywiście odpłatnie) taki pas gruntu, aby budowana droga mogła mieć co najmniej 9 metrów szerokości. Niestety ani najmniejszego skrawka ziemi nie przekazał, co doprowadziło do tego, że teraz droga jest taka, jaka jest. - Nie znaczy to jednak, że ów stan będzie trwał w nieskończoność i droga zawsze będzie miała zbyt małą szerokość – mówi wójt Sławomir Wojciechowski. Jeśli właściciel gruntów nie zgłosi się do urzędu w celu dogadania się w kwestii przekazania ziemi (miał to zrobić 3 miesiące temu), gmina będzie mogła skorzystać ze specustawy pozwalającej na wywłaszczenie opornego obywatela. Oczywiście otrzyma on odszkodowanie, ale suma ta będzie znacznie niższa od tej, którą otrzymałby w wyniku przekazania gruntów.
OLBRZYMIE DYNIE
Spacerując nad brzegiem dużego jeziora w okolicach Kamionka, „Kurek” zauważył na jednej z nadjeziornych działek nadzwyczaj dorodne dynie. Okazało się, że te wspaniałe okazy wyhodował Stanisław Wróblewski, który uprawą warzyw, kwiatów i drzewek owocowych zajmuje się nieomal od pacholęcych lat – fot. 4.
Co ciekawe, warzywa widoczne na zdjęciu (fot. 4) nie są rekordowymi osiągnięciami pana Stanisława, bo ważą „zaledwie” nieco ponad 50 kg. - Dużo większy okaz, przeszło metrowej średnicy i wadze ponad 100 kg oddałem dzień wcześniej znajomemu - mówi nasz hodowca. Pozostałe dynie, te widoczne na fotografii powyżej, ciągle na szczęście rosną, a trzeba wiedzieć, że bardzo szybko potrafią one zwiększać swoją masę, zwłaszcza, gdy sprzyja pogoda.
Jak podaje strona internetowa www.pumpkin.pl w ciągu doby nawet i o dwa, trzy kilogramy. Dlatego postaramy się poobserwować przez kilka najbliższych dni dynie pana Stanisława Wróblewskiego, aby zobaczyć jakie osiągną końcowe rozmiary. Zapewne nie urosną aż tak, aby kandydować do miana rekordzistów świata, ale nigdy nic nie wiadomo z góry. Dodajmy zatem, że największą na świecie dynię wyhodowała Amerykanka Chrisy Harp. Okaz ważył 782 kg(!) i z trudem zmieścił się w rolniczej przyczepie - fot. 5.
JAZDA Z PODSKOKAMI
Członkowie miejscowej drużyny „Kręciołów” znani są z tego, że brzydząc się nieekologicznymi pojazdami spalinowymi, poruszają się po świecie dwukółkami z napędem nożnym. Nawet teraz, choć właśnie przyszła jesień, nie odkładają swoich rowerów i nadal śmigają nimi po bliższej lub dalszej okolicy. Niestety ich wrażenia nie zawsze są miłe. Jako przykład podają trasę rowerową biegnącą ze Szczytna do Rudki.
- Ogólnie fajnie, że ona powstała, ale ma jedną niedobrą cechę - mówi Ryszard Dąbrowski. Chodzi o to, że ścieżka rowerowa poprzecinana jest licznymi wjazdami na jeszcze nie istniejące wiejskie ulice, zaś chodniki zamiast opadać w tym miejscu łagodnie, kończą się dość wysokimi krawężnikami. Podobnie urządzono też wjazd na ścieżkę rowerową w centrum wsi Rudka. Tutaj także krawężniki są zbyt wysokie, co pokazuje zdjęcie - fot. 7. Jazda po czymś takim powoduje, że rowerzysta mocno podskakuje, co nie jest komfortowe, a ponadto decentrują się felgi kół, a nawet niekiedy pękają szprychy. Oprócz Kręciołów podobne krytyczne uwagi mają także miejscowi, m. in. jedna z mam, która rowerem dowozi swoje dziecko do przedszkola w Szczytnie.
- Co zjazd na ulicę przecinającą ścieżkę rowerową, to dziecko, choć siedzi w miękkim foteliku, dzwoni zębami i narzeka na wstrząsy - narzeka pani Ania z Rudki.