Pierwsze dni ubiegłego tygodnia, początek czasu dziecięcych swawoli i zabaw, wszak nadeszły zimowe ferie szkolne, nie zapowiadał się dobrze pod względem pogody. Odwilż oraz towarzyszący jej deszczyk, charakterystyczne dla wiosny nie zaś przełomu stycznia i lutego, odstręczały od przebywania na świeżym powietrzu.
No, ale jak nie dzieci, to z owej niespodziewanie wiosennej aury w środku zimy skorzystały miejskie służby porządkowe. Lody puściły, więc w ostatni wtorek stycznia pokazał się na ulicach Szczytna ciągnik z przyczepą, na którą robotnicy wrzucali resztki śniegu, jakie zalegały jeszcze na krawędziach chodników (od strony jezdni) - fot. 1.
Jak to zwykle w naszym mieście bywa, roboty prowadzono w środku dnia, kiedy ruch na ulicach jest największy. I już nie chodzi o to, że powodowało to lokalne zatory uliczne, jak choćby ten przy gmachu sądu, a który ilustruje fot. 2.
Darujmy sobie korki, bo cóż znaczy te kilkadziesiąt sekund postoju na ulicy, gdy w takiej np. Warszawie stoi się kilkanaście albo kilkadziesiąt minut.
Ciekawszy znacznie wydał mi się inny aspekt działania tych służb porządkowych, który w skrócie można by określić mianem wybiórczości.
O co chodzi - wyjaśnia fot. 3. Na zdjęciu (w białym otoku) widzimy, iż nie wszystkie pryzmy zleżałego śniegu zostały usunięte, a tylko ich część. Początkowo sądziłem, że może traktor jeszcze wróci i zabierze owe zleżałości, ale nie. Czekałem dość długo, dawno minęła 15.00, więc jak sądzę, robotnicy urządzili sobie fajrant.
UPRAGNIONA ZMIANA
W ostatni piątek stycznia sypnęło nieco śniegiem, wokół zrobiło się cudnie, a park nad Jeziorem Domowym Małym nabrał zgoła bajkowego wyglądu - fot. 4.
Zapanował lekki mrozek, więc pomyślałem, iż warto przejść się na lodowisko (to przy ul. Spacerowej), by sprawdzić, czy dzieci w dobie powszechnej komputeryzacji, zafascynowane grami (mało edukacyjne bijatyki, strzelanki), nie zapomniały sztuki poruszania się na łyżwach. W czasach mojego dzieciństwa łyżwiarstwo było uprawiane dosyć powszechnie. A ten, kto umiał kręcić piruety lub zrobić "jaskółkę", albo opanował tzw. przeplatankę wzbudzał podziw i uznanie, szczególnie cenne, gdy wyrażały to dziewczęta.
W drodze do lodowiska napotkałem młode osóbki baraszkujące na zboczu fosy otaczającej miejski ratusz. Stąd już widziałem gładką, jak mi się wydawało, lodową taflę, więc mówię do dzieciaków:
- A co wy tu wyrabiacie? To nie lepiej iść na lodowisko i pojeździć na łyżwach?
- Panie, lodowiska nie ma. Stoi tam woda głęboka na kilkanaście centymetrów. Właśnie chcieliśmy pojeździć, ale się nie da - odpowiedziały mi chórem.
Dlatego ślizgają się na skarpie, bo łyżwy tu na nic - fot. 5.
Dzieciaki wyciąwszy sobie z wykładziny podłogowej typu "linoleum" niewielkie paski o rozmiarach i kształcie przypominających deskorolkę, ale pozbawioną kół, wyprawiały na tak nadzwyczaj prostym sprzęcie szusy z iście akrobatycznymi figurami.
ZIMOWE UCIECHY
O ile w piątek można było mieć jakieś pretensje do pogody, że nie nazbyt mroźno jak na koniec stycznia, o tyle w sobotę, 1 lutego, aura zapanowała wspaniała. Nareszcie lodowiska stały się tym, czym miały być. Z bajorek przekształciły się lodowe pola o równej i gładkiej tafli. Nic, tylko łyżwy na nogi i hopsasa!
Co większe latorośle potrafiły same włożyć figurówki, mniejszym dopomogła mama, co widać na fot. 6 i już można było popróbować jazdy.
Lód jest dość twardy, dlatego na początek lepiej postawić kilka ostrożnych kroków, by nabrać nieco wprawy i przypomnieć sobie umiejętności z zeszłej zimy.
Lekkie zachwiania równowagi trzeba zniwelować odpowiednim balansem ciała, jak to robi Jakubek Cąkała - fot. 7, a gdy już poczujemy się pewnie - szussss po lodzie, niechaj zabawa trwa. Kto zaś nie bardzo pewnie czuł się na metalowych sztabkach przykręconych do butów próbował, śladem Małysza, poruszać się na nartach. Nie, żeby od razu wzbić się pod niebo i ustanowić nowy rekord długości skoku, ale ot tak, dla rekreacji. Co prawda tafla sztucznego lodowiska nie jest zbyt wymarzonym podłożem do uprawiania narciarstwa, ale Justynie Żórańskiej - fot. 8, nic, a nic to nie przeszkadza. Grunt do zdrowie i zabawa!
PS.
Wynik mych sobotnio-niedzielnych obserwacji na lodowiskach miejskich i taflach obu jezior nie był jednak zbyt budujący. Na łyżwach jeździła zaledwie garstka osób w bardzo młodym wieku - głównie przedszkolaków. Zabrakło młodzieży, a tej nieco starszej, ze szkół średnich prawie w ogóle nie było widać. Ktoś tam szusował po zamarzniętym jeziorze rowerem, inni łowili ryby lub ochotki - łyżwiarzy kompletnie brakowało. A pamiętam, jak przed laty nie tylko płyta sztucznego lodowiska, ale tafle obu jezior zapełnione były zapalonymi łyżwiarzami. Gdy dodam, że na sztucznym lodowisku przy ul. Spacerowej grała muzyka, a młodzież i starsi jeździli tam na łyżwach do późnego wieczora, przy sztucznym świetle, to kręci się łezka w oku i budzi pytanie, gdzież podziały się te czasy?
ŻURAW NAD JEZIOREM
Kilka dni temu otrzymałem dość elektryzującą wiadomość, że nad Jeziorem Domowym Małym stoi żuraw.
Cóż, jak znam te ptaki, to dawno odleciały do ciepłych krajów i nie jest możliwe, aby zimą odwiedziły Szczytno.
Mój anonimowy rozmówca - nie chciał się przedstawić - przekonywał jednak, że żuraw na pewno stoi nad jeziorem i warto, abym to sprawdził, bo inaczej sensacja wymknie się "Kurkowi" spod pióra.
Po niejakim ociąganiu ruszyłem nad jezioro i rzeczywiście zobaczyłem, że stoi tu żuraw. Tyle, że nie taki, o jakim myślicie Szanowni Czytelnicy. Bo to co z dala wpadło mi w oczy, to nie był ptak, a żuraw (dźwig) budowlany.
Stoi on sobie samotnie nad jeziorem - fot. 9, nie wiedzieć w jakim celu i marnieje, wszak sezon budowlany dawno się skończył. Jest to swojego rodzaju zagadka, tyle że nie ornitologiczna, a medyczna. Ktoś bowiem zapadł na tak silną sklerozę, iż już nie pamięta gdzie pozostawił całkiem sporą maszynę.
2003.02.05