Ewakuowani mieszkańcy, mnóstwo wozów policyjnych i karetek pogotowia - tak zakończyło się przeszukiwanie jednej z piwnic w bloku przy ul. Leyka.
W środę 8 lutego po południu policjanci przeszukiwali piwnicę użytkowaną przez 29-letniego mężczyznę. Funkcjonariusze spodziewali się, że znajdą tam narkotyki, tymczasem natrafili na prawdziwy arsenał - materiały wybuchowe, granaty, trotyl, amunicję i zapalniki. Przy pomocy straży pożarnej, straży miejskiej oraz innych służb ewakuowano ok. 150 osób. Znalazły one schronienie w pobliskiej hali widowiskowo-sportowej przy ulicy Lanca. Materiały wybuchowe zostały zabezpieczone i zabrane przez pirotechników z Komendy Wojewódzkiej Policji w Olsztynie. Właściciela niebezpiecznych ładunków zatrzymano. Za posiadanie materiałów wybuchowych oraz spowodowanie zagrożenia zdrowia i mienia grozi mu kara do ośmiu lat więzienia.
Mieszkańcy bloku przez prawie trzy godziny nie mogli wrócić do swoich mieszkań. Niektórzy cały ten czas spędzili w hali, inni pozostali na zewnątrz, obserwując poczynania policji, straży i pirotechników. Wśród osób oczekujących w sali, znalazła się starsza kobieta. Z powodu choroby nie opuszczała łóżka, więc w chwili ewakuacji zdążyła narzucić na pidżamę jedynie futro. Inna mieszkanka bloku, pielęgniarka Urszula Prościńska akurat przygotowywała dzieciom poobiedni deser.
- Kiedy zerknęłam przez okno, zauważyłam, że na podwórku kłębi się tłum ludzi. W tej samej chwili sąsiadka krzyknęła, że w bloku jest bomba i trzeba uciekać - relacjonuje.
Gdy wraz z rodziną znalazła się już na zewnątrz budynku okazało się, że w domu zostawiła żółwia. Nie mogła jednak po niego wrócić, bo służby porządkowe kategorycznie tego zabroniły.
Akcja pirotechników zakończyła się ok. godziny 17.00. Wtedy lokatorzy bloku mogli spokojnie wrócić do swoich mieszkań.
(łuk, map)
2006.02.15