W kwartale ulic Chopina, Pasymskiej i Łaniewskiego ulokowało się osiedle administrowane przez spółdzielnię mieszkaniową "Odrodzenie". Zbudowano je dość dawno temu, więc chodniki i wewnątrzosiedlowe drogi już od chwili wykonania nie prezentowały się najlepiej. Wykonano je bowiem z osławionych betonowych płytek 33x33 cm, których ówczesnym brukarzom nigdy nie udawało się położyć równo i bez pęknięć.
Teraz przyszedł czas na remont ciągów komunikacyjnych na tym osiedlu.
Wjazd od strony ul. Pasymskiej pięknie wyłożono kolorowymi kostkami polbruku, a kawałek dalej wita nas, choć właściwie nie wita, bo pochrapuje "śpiący policjant" w czerwonej pidżamie. Zaraz za nim śpi drugi, czyli spoko, bo oba te elementy fachowo zwane progami zwalniającymi znamionują nowoczesność prowadzonych inwestycji i zapewniają większe bezpieczeństwo pieszym oraz baraszkującym po osiedlu dzieciom.
Jak zatem rozumieć taki sygnał, otrzymany od jednego z mieszkańców osiedla:
- "Kurek", ratuj, bo robią nam najbrzydsze chodniki w mieście!
O co zatem chodzi?
Ano o to, bo rzecz sprawdziliśmy na miejscu, że o ile główna wewnątrzosiedlowa uliczka i towarzyszące jej chodniki jest wykonana pięknie, to o tyle zatoczki do parkowania aut oraz chodniki pod garażami, od strony torów i przedszkola prezentują się znacznie gorzej. To rozczarowało część mieszkańców osiedla. Już bowiem zacierali oni ręce z uciechy, że wszędzie będzie polbruk, a tu, ku ich zaskoczeniu, robotnicy położyli stare płytki. Mimo największych starań, nie udało się ich ułożyć idealnie równo, taka widocznie ich wredna natura, no i teraz te fragmenty zdecydowanie odstają estetyką wykonania od ułożonych z polbruku. Jak wygląda taki chodnik przekładaniec widać na - fot. 1.
No cóż, apetyty rosną w miarę jedzenia i każdy wolałby chodnik z polbruku niż ze starych płyt. To wszak nie dziwi, bo jak mówi mądre powiedzonko lepsze jest wrogiem dobrego. Oto chodnik z polbruku - fot. 2.
Łatwo zauważyć, iż prezentuje się o klasę lepiej. Tak jakoś równiutko, gładko, no i kolorowo, czego akurat na czarno-białym zdjęciu nie widać.
Prezes spółdzielni Krzysztof Krakowski mówi, że powodowały nim względy finansowe. Jego zdaniem, stare kwadratowe płytki, nadawały się jeszcze do użytku, więc zamiast je wyrzucać, użyto ich ponownie, zaoszczędzając w ten sposób sporo grosza. Sytuacja finansowa spółdzielni nie jest bowiem dobra.
Jeśli się ona poprawi, poprawią się również chodniki. A da się to przeprowadzić tym łatwiej, że podłoże jest już przecież gotowe. Pod starymi, przekładanymi płytkami przygotowano je tak, iż w każdej chwili, gdy tylko będzie stać spółdzielnię na elegancki polbruk, to się go położy oszczędzając ok. 50 % kosztów robót.
POŻEGNANIE LATA
W drugiej i na początku trzeciej dekady sierpnia, boćki, których wielka liczba pojawiła się na Mazurach, zaczęły gromadzić się w większe grupki. Dość zabawnie i ciekawie wyglądało, gdy te wielkie ptaki skrzykiwały się z okolicznych dachów sąsiadujących ze sobą domów, a wręcz przerażająco i niebezpiecznie, gdy nawoływały się zasiadłszy na przewodach linii wysokiego napięcia - fot. 3.
Kiedy zaś stado osiągnęło odpowiednią, znaną tylko boćkom liczebność, zrywało się do lotu i... fruuu z łopotem skrzydeł ulatywało w przestworza, kierując się na południe, do ciepłych krajów.
Wraz z nimi zabrały się obie rodzinki naszych miejskich boćków, te z ul. Klonowej i te ze Śląskiej. Bez paszportów i wiz udały się w daleką i pełną niebezpieczeństw podróż. Ciekawe, czy powrócą do nas za rok?
Odlot boćków zapowiada rychły koniec lata. A tak było pięknie i gorąco. Szczególnie w sierpniu. Upały momentami doskwierały tak mocno, że nic, tylko biec nad wodę, aby zażyć w niej nieco ochłody. No tak, ale plaża miejska była i jest nieczynna, więc jak tu wskoczyć do orzeźwiającej toni? Na szczęście (dla niezmotoryzowanych) dość blisko miasta leży Szczycionek. Tam, choć jezioro nieduże, to woda w nim w miarę czysta, dlatego chętnych do korzystania z tamtejszej plaży codziennie było sporo. - fot. 4.
Najwięcej do Szczycionka przybywa dzieci i młodzieży, wszak można tu dojechać miejskim autobusem, który zatrzymuje się tuż, tuż nad taflą wody.
A ten i ów, korzystając ze znakomitej aury, zażywał jeśli nie wodnej, to słonecznej kąpieli. Najbardziej wytrwałym w opalaniu, co zauważył "Kurek", okazał się pewien pan, który wystawiwszy swoje ciało na słońce wkrótce zasnął. Świeże powietrze i lekka bryza tak bardzo sprzyjały odpoczynkowi, że plażowicz nie zauważył, że słońce zaszło i wciąż leżał i leżał - przeszło godzinę.
Ktoś z mieszkańców wykosił nawet trawę wokół jeziora, aby kąpielowicze mieli większą wygodę z rozkładaniem kocyków. Gdzie szukać podobnego przykładu?
Teraz już wrzesień, dzieci i młodzież pospieszyły do szkół, wskutek czego Szczycionek zupełnie opustoszał.
GDZIE TEN KAMIONEK
Do pewnej rodziny mieszkającej w Kamionku przyjechali tego lata krewni z dość odległych stron Polski. Droga była daleka, ale do Szczytna trafili bez większych kłopotów. Problemy zaczęły się dopiero w naszym mieście.
Dysponując dosyć szczegółowym opisem i mapą dotarli na ul. Sienkiewicza, potem dalej pojechali ul. Mickiewicza i... zbaranieli dojechawszy do rozwidlenia szos na Biskupiec i Mrągowo. Ciągła zabudowa miejska kończyła się w tym miejscu, a przecież mieli zanotowane, że aby dotrzeć na Kamionek trzeba skręcić jeszcze w Szczytnie.
No tak, tylko gdzie. Jeździli, błądzili, w końcu jakaś dobra dusza wytłumaczyła im, jak dotrzeć do celu. Szukając drogi, stracili kilkadziesiąt minut.
Dlatego, rodzi się taki postulat, aby przed skrzyżowaniem ul. Mickiewicza i Śląskiej z Bartną Stroną umieścić stosowny drogowskaz - fot. 5.
No, nie musiałby być aż taki wielki, ale coś w tym rodzaju na pewno przydałoby się tam postawić.
2004.09.01