POCZUCIE ZAGROŻENIA
Kiedy w zeszłym miesiącu na ulicach Szczytna i w okolicznych miejscowościach pojawiły się policyjne trójki złożone ze słuchaczy WSPol., różne były reakcje mieszkańców. Jedni się ucieszyli, że będzie bezpieczniej, inni uznali, że musiała znacznie wzrosnąć przestępczość, a za tym poczucie zagrożenia, stąd więc te trójki. Być może słuchacze Wyższej Szkoły Policji pokazali się nam z powodu kilkutygodniowej wizyty najważniejszego policjanta w naszym kraju.
Jak wspomniałem, mieszkańcy różnie oceniają trójkowe patrole. Wójt Wielbarka na przykład ucieszył się z ich obecności, ubolewał jednak, że znikają wieczorem, kiedy są najbardziej potrzebne. A znikają dlatego, że słuchacz miałby po wieczornej służbie dodatkowe wolne, a to się Szkole nie opłaca. Są głosy, że wychodzą po to, by ćwiczyć legitymowanie, wlepiać mandaty za nieprawidłowe przejście przez jezdnię, a boją się interweniować wieczorową porą. Faktem jest jednak, że zatrzymali człowieka poszukiwanego listem gończym. Nie wiadomo, jak zareagują obywatele, kiedy skończą się dyżury trójek (może jednak się nie skończą i wpiszą na trwałe w nasz krajobraz). Czy wzrośnie poczucie zagrożenia, czy też mieszkańcy uznają, że niebezpieczeństwa nie ma, gdyż policjanci nie wychodzą na ulice.
Kontynuując temat poczucia zagrożenia, ale jakby innego typu, chciałbym opisać wydarzenie w pewnym barze (w nawiązaniu do tematu poprzedniego felietonu). Otóż jest w Warszawie hotel Powiśle, przylegający do mieszczącej się przy ulicy Rozbrat siedziby SLD. W tym hotelu jest bar, przypominający klimatem i wystrojem lata siedemdziesiąte. Można tam dobrze i tanio zjeść, jest garmażerka, jest dużo przestrzeni, można zamówić alkohol. Siedzieliśmy sobie (było to w zeszłym roku) przy jednym ze stolików z pewną panią, bardzo uważającą na dobre maniery, jednocześnie zainteresowaną gośćmi przy innych stolikach. A tymi gośćmi w barze hotelu Powiśle są zazwyczaj panowie z sąsiedniej siedziby lewicowej partii, niektóre twarze znane z telewizji. Tego dnia ci jegomoście używali tak wulgarnego języka, że wypadało interweniować. Zrobiłem to i nic nie wskórałem, wręcz odwrotnie - okazałem się "ludzikiem", który przeszkadza. Oburzenie i zdumienie mojej rozmówczyni nie miało granic. Wyszliśmy czym prędzej z lokalu i pani uważająca na dobre maniery tak skomentowała to wydarzenie - "Trudno wymagać od człowieka przyzwoitego wysławiania się, jeśli po prostu nie potrafi. Ale inna rzecz mnie martwi - ci butni ludzie są blisko władzy, no i mam teraz poczucie zagrożenia". Tak więc różne bywają powody do niepokoju.
Marek Samselski
2004.11.24