Czasem zwykły spacer z psem zmienia się w udrękę. Kiedy ogrodzenie nie chroni przed agresywnym psem, trzeba radzić sobie na własną rękę.
Jest jesienny, słoneczny dzień. Idealny na spacer ze swoim pupilem. Biorę psa na smycz, zakładam buty i płaszcz. Wychodząc z domu staję gwałtownie w progu - zapomniałabym najważniejszego.
To zwykły, niebieski parasol. Na niebie nie ma ani jednej chmurki, ale ja wiem, że przyda mi się na…psy. I niestety mam rację. Niecałe 5 minut po wyjściu z domu widzę otwartą bramę z tabliczką „Uwaga, zły pies”. Na podwórzu biegają dwa wielkie owczarki niemieckie, które szybko zauważają mojego teriera. Bez chwili namysłu wracam w kierunku domu, ale przecież to chore, żebym nie mogła wyjść z psem na spacer tylko dlatego, że ludzie nie zamykają bram od domów. Na przejście na drugą stronę ulicy jest już za późno, a szkoda – ochroniłyby mnie przejeżdżające samochody. Na szczęście mam parasol. Otwieram go szybko w kierunku wilczurów, drugą ręką trzymam swojego psa. I krzyczę, najniższym głosem jakim potrafię, aby owczarki przestraszyć. Z reguły działa i za każdym razem się modlę, by zadziałało i tym razem. Z ulgą widzę, że psy wracają do siebie. Już kiedyś dzwoniłam na straż miejską, sfrustrowana brakiem możliwości wyjścia na spokojny spacer. Widzę jednak, że właściciel niczego się nie nauczył. Idę wzdłuż ulicy Władysława IV. Jedne psy ujadają oddzielone ode mnie ogrodzeniem, inne, (zazwyczaj kundle) wybiegają na chodnik.
Znów krzyki: „pójdziesz stąd!”, „do budy!” i tupanie nogami. Jeden z nich idzie za mną aż do torów.
Wracam na około, żeby nie stresować siebie i psa. Niestety, zapomniałam że na tej trasie również jest agresywny zwierzak. Nieważne, czy właściciel zamknie bramę, czy zostawi otwartą na oścież - agresor i tak się wydostanie, bo zrobił sobie przejście pod ogrodzeniem. Nie mogę już zawrócić, bo jestem niedaleko domu. Poza tym… przecież to głupie. Kilka sekund, i kundel wypada na drogę. W ruch idzie parasol, ale pies jest uparty. Sięga mi do kolan, i co chwilę doskakuje do mojego nieco niższego teriera, którego zasłaniam własnym ciałem. Boli mnie gardło od krzyków, swojego psa biorę na ręce. Kundel nie ustępuje, kopię piachem w jego kierunku i zastanawiam się nad ucieczką. Niestety niemal czuję kłapnięcie koło lewej nogi. Ostatni krzyk, najniższy jaki potrafię wydobyć i użycie parasola. Pies ucieka na swoje podwórko, skąd jeszcze odważnie mnie oszczekuje. Udało się. Dopiero zauważam, że całej sytuacji biernie przyglądał się właściciel. Przywołał psa do porządku mrucząc „głupi pies” i poszedł do domu.
Takich sytuacji jest niestety wiele, ale z głupotą trzeba walczyć. Każdy czworonóg powinien mieć kaganiec, kiedy opuszcza teren swojej posesji, tym bardziej, jeśli jest to rasa agresywna. Kiedy na podwórku biega agresywny pies, w dodatku nie wiadomo, czy szczepiony, najlepiej zadzwonić na straż miejską. Jak dowiedziałam się od Komendanta Straży Miejskiej w Szczytnie, właściciel takiego psa, może otrzymać nawet mandat wysokości 200 zł. Jeśli w jakiś sposób będziemy poszkodowani my, albo nasz pupil, możemy skierować sprawę do sądu. Ten może zarządzić karę dla właściciela nawet do 5 tysięcy złotych. Sankcje te mogą być wyższe, jeśli pies nie będzie miał uaktualnionego szczepienia. Co jednak zrobić, gdy nie ma czasu na wybieranie numeru do straży miejskiej, bo biegnie do nas pies z obnażonymi kłami? Cóż, w zasadzie w obronie własnej można zrobić wszystko – od krzyku, kopnięcia aż do użycia gazu pieprzowego. Szkoda tylko, że za głupotę swoich właścicieli muszą cierpieć zwierzęta.
Paulina Brzozowska