Pytanie na śniadanie

"Pytanie na śniadanie" - urocza audycja telewizyjna dla niepracujących, emerytów i bezrobotnych, bo nadawana o godz. 9 rano - wraca na antenę. Polega ona na tym, że prezenterki zadają podchwytliwe pytania, a eksperci odpowiadają. W związku z tym powrotem poproszono telewidzów, by wymyślili jakieś pytania, które nadawałyby się do zadania ekspertom w celu uzyskania odpowiedzi. Nasunęło mi się kilka, ale nie będę ich zgłaszał do programu. Spytam na łamach "Kurka".

Gdzie spędziłeś urlop?

Interesuje mnie gdzie spędzali urlopy obecni i byli członkowie rządu. Wiem gdzie sam spędzałem urlop - na rybach, w odległości 50 metrów od domu; wiem, gdzie spędzały wakacje dzieciaki Kowalskich z ul. 1 maja - na podwórku, lub nad jeziorem, w którym nie wolno się było kąpać, też niedaleko domu. Natomiast za informację, gdzie spędzał zasłużony urlop były minister Łapiński byłbym wdzięczny, tak jak większość lekarzy, białego personelu i całe rzesze chorych, którzy niechcący przyczynili się do bankructwa wielu szpitali, bo zreformowana służba zdrowia w żaden sposób nie przewidywała, że na wakacjach można zachorować i że nikt nie będzie zwracał pieniędzy za leczenie urlopowiczów.

... Z pieca spadło

Jak aresztować podejrzanych?

Pytanie to jest o tyle zasadne, że aresztowania może spodziewać się każdy, kto jest zbyt ciekawski. Dotychczas myślałem, że ciekawość to droga do wiedzy, teraz okazało się, że najprostsze pytanie zadane obcemu człowiekowi np. "Która godzina?" może zakończyć się aresztowaniem połączonym z przeszukaniem, nie tylko samego podejrzanego, ale także jego rodziny. Ze względu na bezpieczeństwo państwa. Pytanie mógłbym bowiem zadać współpracownikowi Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, a takim ludziom pytań nie wolno zadawać. Przekonał się o tym pan inspektor z NIK-u Jacek K., bo też, tak jak ja, uważał, że zadawanie pytań nie jest karalne choćby pytał o największe tajemnice. Karalne natomiast jest zdradzanie tajemnic państwowych, tak jak uczynili to niektórzy posłowie ostrzegając starachowickich samorządowców. Aresztuje się ich i zamyka, żeby nie mataczyli. Ale posłowie widać nie mogą mataczyć tak, jak mataczyć mógł uczeń, który wkleił do legitymacji szkolnej brata swoje zdjęcie i odsiedział w śledztwie dwa miesiące. W związku z tym mam następne pytanie.

Jak pozbyć się Czarzastego?

Pytanie o tyle uzasadnione, że milczenie najważniejszych bohaterów występujących w roli świadków jest co najmniej dziwne. Uważam bowiem, że ludzie, którzy mają takie zaniki pamięci w ogóle nie powinni zajmować żadnych stanowisk państwowych. To chyba jasne. Są sprawni inaczej (z wyłączeniem pamięci) i to jest jedyny przypadek, w którym należy zabronić pracy ludziom upośledzonym. Przecież nie zatrudnia się uczulonych na sierść psa w schronisku dla zwierząt, prawda? A jak ktoś ma kłopoty z pamięcią, to... może pamiętać tylko to, co było dawniej. A dawniej, wiadomo, nikt wysokim urzędnikom państwowym nie śmiał zadawać żadnych pytań, a parlamentarzyści tym bardziej. Parlamentarzyści byli przecież od akceptowania mądrych decyzji władz, a nie od zadawania pytań o głupie kilkadziesiąt milionów. Ale rzeczywistość się zmieniła, a urzędników z zanikami pamięci należy przenieść na stanowiska, na których mózg, jako taki, nie jest potrzebny.

Afera Biedrzyńskiej

Skoro już mamy aferę SLD, która nie wiadomo dlaczego zmieniła nazwę na aferę Rywina (Rywin przecież nie chciał pieniędzy dla siebie, tylko dla wskazanej przez niego partii), aferę starachowicką, to dlaczego nie może być afery Biedrzyńskiej? Czy ona gorsza? Rzecz polega na tym, że owa urocza aktoreczka podobno namawiała kolegów z branży, między innymi Tomasza Stockingera, do lokowania pieniędzy w kieszeni swojego obecnego męża, która to lokata miała przynieść spore zyski.

Pan Tomek, jak prawie każdy dobry artysta, jest człowiekiem naiwnym - a miał akurat wolne dwieście tysięcy złotych, które zarobił na dobrze prosperującej prywatnej klinice upiększającej Lubiczów - zawierzył kieszeni męża pani Adrianny i wyszedł na tym jak Zabłocki na mydle, bo kieszeń okazała się bezdenna i raczej dziurawa. W związku z tym mam pytanie: do jakiego stopnia należy wierzyć kolegom i koleżankom? Wszystko jedno: artystom czy partyjnym. A tym pierwszym najbardziej. Przecież pani była wiceminister kultury Jakubowska też z branży, prawda?

Pytanie do burmistrza

A tak na marginesie moich pytań do audycji telewizyjnej mam pytanie do Pan Burmistrza. Chodzi mi o relacje między Panem, Panie Burmistrzu, a radnymi. Podejrzewam bowiem, że powinien Pan uderzyć pięścią w stół (albo wzorem Chruszczowa butem o trybunę) i zapytać radnych kogo w Radzie Miasta reprezentują: samych siebie, określoną partię polityczną czy swoich wyborców? Bo, moim zdaniem, powinni reprezentować przynajmniej tę część społeczeństwa, która ich wybrała. To na marginesie problemu, który wyłonił się z fabryką mebli. Ale nie tylko. Niech Pan zapyta szanownych radnych, ile odbyli spotkań ze swoim elektoratem na ten temat i co wyborcy o tym sądzą. Bo ja jakoś o takich spotkaniach nie słyszałem. A jak spotkań takich nie odbyli, to niech siedzą cicho i czekają na Pana propozycje, które Pan przedstawi. Naturalnie po konsultacjach ze społeczeństwem. Mam rację?

Marek Teschke

2003.09.03